Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

niedziela, 26 grudnia 2010

Cuda i dziwy

W Wigilię podobno zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Dlatego dobry gospodarz po wieczerzy szedł do obory, podzielić się radością tego wieczoru (a może i opłatkiem) ze swoimi bydlątkami. W końcu Jezus urodził się w stajence – grocie, w towarzystwie owieczek i osiołka, prawdopodobnie.

Święty Franciszek w swojej filozofii życia apeluje o szacunek do „braci mniejszych” - zwierząt, innych żyjących stworzeń w naturze, w którą i my, ludzie, jesteśmy wpisani. Tymczasem, życie w ubóstwie i harmonii z naturą coraz mniej pasuje do wizerunku współczesnego, zurbanizowanego człowieka.

Czemu o tym piszę? Otóż, ostatnio, jadąc samochodem usłyszałam apel w radiu o zaniechanie tzw. „adopcji zwierząt.” Zdziwiłam się. Czyżbyśmy chcieli sobie raz w roku pogadać.... z kimś na swoim poziomie? Przepraszam za ten żart zwierzęta, ale to już Ignacy Krasicki napisał w swojej „Monachomachii”o ludziach nadużywających alkoholu, że taki „człowiekiem jest z pozoru, a zwierząt gatunku godzien się mieścić!”

Tak, tak, wiem, jak to sympatycznie wygląda, gdy nasze dzieci, a co lepsze znajomi i sąsiedzi dowiadują się, jak to wielkodusznie wzięliśmy do domu biedne zwierzątko ze schroniska. Taki szlachetny gest, świadczący o naszym dobrym sercu. Tym bardziej, że nic nie kosztuje, a dzieci nie będą się czepiać, że nie chcieliśmy im kupić wymarzonego, rasowego zwierzątka.

Gorzej, że Święta szybko miną, a potem okazuje się, że utrzymanie dodatkowego domownika kosztuje – karma, weterynarz, szczepienia, poniszczone sprzęty, bałagan, obowiązek wyprowadzania na spacery, czy ograniczenie wyjazdu na wakacje tylko w takie miejsca, gdzie go możemy ze sobą zabrać, bądź organizowanie opieki zastępczej.... Po co nam ten kłopot?! Święta minęły, niech lepiej zwierzak wraca tam, skąd przyszedł. W końcu do następnych Świąt zostało trochę czasu. A w ogóle, jeśli już, to tym razem może zaadoptujemy sobie... dziecko?

Tak, brzmi to okrutnie, ale słyszałam o wielu wypadkach oddania dziecka z powrotem do Domów Dziecka, gdy nie spełniło oczekiwań „rodziców” - pełnej i szczęśliwej rodziny, czy chociażby satysfakcji z faktu, że osiągnęliśmy sukces wychowawczy. I jak tu się dziwić, że nie mamy czasu, siły ani ochoty wierzyć w cud ciężkiej pracy, czy modlitwy. Dużo łatwiej oddać nasze problemy komuś do rozwiązania. A samemu... może wyjechać, zapomnieć. Tylko, czy uda się nam uciec przed odpowiedzialnością za nasze decyzje?

piątek, 3 grudnia 2010

Refleksja nad Świętami...



REFLEKSJA NAD ŚWIĘTAMI BOŻEGO NARODZENIA


Czekamy na ten dzień.

Cieszymy się jak dzieci.

Będzie wolne i znowu spotkamy się z rodziną.

Może nawet jakieś szlachetne postanowienie

wyjmiemy zza pazuchy czy zakamarków pamięci

akurat nie spełnione, bo w zeszłym roku tak jakoś, nie wyszło.


Sprzątamy domostwa,

i stroimy choinki, i kupujemy prezenty.

Zapożyczamy się, niech wszyscy wiedzą jak bardzo jesteśmy przejęci.


Śpiewamy kolędy o Jezusku

co lula i cichutki jest nad wyraz.

O pasterzach i bydełku, co Pana swego chwalą.

Życzymy sobie wszystkiego i uśmiechamy się mile.


Jutro zapomnimy o dzieciątku, co w żłobie,

zapomnimy, że dawno temu wyrosło,

że On został ukrzyżowany i zmartwychwstał.

środa, 1 grudnia 2010

Odwiedziny w stolicy

W ostatni weekend listopada, byłam w stolicy, wprawdzie z miasta nic nie zobaczyłam, bo wszędzie byłam "dostarczana" przez sympatycznych Zaproszycieli: Jaroszów - na wywiad i wieczór poetycki i Jagodę z Forum Kobiet.
Dużo stresu ze względu na wciąż niedoskonałe opanowanie tekstu poetyckiego i wiele radości z rozmów z kobietami podczas spotkań.

Chcecie więcej Wala zamieściła dość obszerne zaproszenie i sprawozdanie z wydarzenia.

niedziela, 14 listopada 2010

w niedzielny poranek

MARTA

Moje życie na sznurku
rozwieszone suszę
z brudnych plam wybielam
od mokrych chronię

Te bardziej intymne sztuki
wieszam z tyłu
chowając dla siebie.
Ewentualnie te ładniejsze
pokażę mojemu mężczyźnie,
by rozpalić jego wyobraźnię
przed nadchodzącą nocą.

Z przodu powieszę
garsonki i spódnice
takie przyzwoite, do kościoła
i na oficjalne wyjścia
razem z delikatną maską
obowiązku i godnego reprezentowania.

Po środku schowam
te babskie fatałaszki
z falbankami, z dużym dekoltem,
zbyt krótkie
na grube lata,
ale to te, o których ciągle
lubię myśleć po przebudzeniu.

I jeszcze fartuchy,
ścierki i szmatki
do przecierania luster
i kurzu niepamięci,
do gotowania
pożywnej zupy codziennych wydarzeń.

Na końcu powieszę
wypraną z treści recenzję
ze zdjęciem przeszłości
i banknot zaplątany
w kieszeni dżinsów,
który i tak by nie starczył
na koniecznie potrzebne wydatki.

A gdy zbiorę do kupy
cały ten bałagan,
wyciągnę żelazko
i wyprasuję
uśmiech pobłażania
i dystansu
do tych błahych spraw,
które chociaż w istocie takie są
jakoś tak dziwnie
tkwią w Centrum uwagi Marty.


* Marta i Maria - dwie kobiety w jednej z historii Biblii. Pierwsza organizowała dom, druga słuchała Jezusa.

poniedziałek, 25 października 2010

Wesołe jest życie staruszka..?

Taki staruszek, na ten przykład, to ma rajskie życie już na ziemskim padole.
Do pracy iść nie musi.., bo rentę ma albo i emeryturę!
Przy tych pieniądzach za bardzo nie podskoczy ( chyba że jest staruszkiem z fortuną-milionerem, no ale wtedy nigdy staruszkiem nie będzie, najwyżej starszym panem, obleganym przez młodsze roczniki damskie, dajmy na to!).
Ale jak taki staruszek ze średnią krajową chce podskoczyć, to przecież może dorobić! Ma prawo nawet zawiesić swoją emeryturę i dołączyć do grona pracujących w pocie czoła na chleb swój powszedni. I dobrze! Po co staruszek ma całkiem w demencję popaść siedząc w domu? Lepiej niech pracuje, przynajmniej będzie miał z czego wspomagać młodsze a co za tym idzie, słabsze i mniej zaradne, bo ze słabszego materiału zrobione, pokolenie dzieci i wnuków. Co do wnuków to zazwyczaj dziarskie staruszki rodzaju żeńskiego mają zapewniony dożywotni etat, wprawdzie marnie lub wcale niepłatny, za to jakże szlachetny i również nie pozwalający myśleć na emeryturze o głupotach!
No, bo co by takie staruszki na tej emeryturze mogły robić?!
Na wycieczkę zagraniczną toto nie ma pieniędzy, na krajową też nie za bardzo, chyba że załapie się do sanatorium, ale tam zamiast dziarskich staruszków, jakie takie schorowane emeryctwo raczej.
Na dancing to nie pójdzie, bo po pierwsze ich nie ma, a jak nawet jaki atawistyczny twór dla dinozaurów się ostał, to takiego staruszka na dyskotece dym papierosowy dusi, po alkoholu mu ciśnienie skacze a do tańca nie za bardzo się rwie, bo go w kolanach strzyka.
Oczywiście dziarscy mogą sobie zagrać w brydżyka w domku, pod warunkiem, że skleroza pozwoli im zapamiętać karty schodzące i kolejność licytacji. No jak pamięć zawiedzie, można zawsze zrzucić jeszcze na wzrok, który gwałtownie osłabł lub na niedobory słuchu, przez które nie usłyszeliśmy wyjścia partnera. Wyjścia, któremu towarzyszyło trzaśnięcie drzwiami.
Mogliby rzucić się w wir życia towarzyskiego, na które dotąd brakowało czasu. Jednak coraz bardziej przerzedzające się szeregi znajomych, z racji zawsze przedwczesnego zejścia, uniemożliwiają im realizację i tego planu.
Może więc w końcu zaczną hołdować swoim hobby? Ale i tu mogą ich spotkać rozmaite przeciwności, jak na przykład wspomniane strzykanie w kolanach czy krzyżu, obrzydzające ulubiona dotąd jazdę na rowerze, grę w tenisa czy wspinaczkę górską, nie wspominając o trudnościach w nabiciu robaka na haczyk, ustrzeleniu kaczuszki czy znalezieniu grzyba.
Cóż więc za rozrywki czekają nas, którzy prostą drogą podążamy do zamienienia się w dziarskich staruszków, prócz pracy, bawienia wnuków, chodzenia do lekarza i Kościoła? Te dwie ostatnie kategorie rozrywki zapewniają przepełnienie w przychodniach i kwitnące tam towarzyskie życie a nawet flirty lub poczucie wyższości nad bezbożnym tłumem (do którego tak niedawno należeliśmy), oddającym się innym poza religijnym rozrywkom).
Nie, nie, zakrzykniemy! Od dziarskich dzielą nas lata... świetlne, a jak już to będę... pisać książki! O ile Niemiec na A. pozwoli. Zapiszę się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, albo odłożę taką kasę i... A może po prostu nie dożyję tych dni, o których Biblia mówi,bodajże w Przypowieściach Salomona, że "nie spodobają mi się". Ja temu wierzę, bo rozglądam się bacznie wkoło i już to czuję... w kościach!

niedziela, 17 października 2010

Ze śmiercią tak nie do twarzy...

To jakiś cytat nie pamiętam skąd...film jaki pewnie. A tu zbliża się 1 listopada i znowu ta cała szopka Za duszna. Nie, nie ja wiem piękna polska tradycja kwiaty, znicze, no i nasi drodzy zmarli.... W gruncie rzeczy nie mam nic przeciwko, tylko martwi mnie, jak zwykle kwintesencja sprawy. "Diabeł tkwi w szczegółach" - znowu jaki cytat i znowu nie wiem skąd. Tym szczegółem jest nasz stosunek, nie, lepszym i bardziej jednoznacznym słowem będzie r e l a c j a do naszych drogich zmarłych, zanim zmarłymi po prostu zostali. Wszyscy znamy kawał, mówiący o tym, że dobry mąż to martwy mąż. Dlaczego? Bo pokażcie mi wdowę, która po śmierci męża będzie wspominać, że pił, bił i zdradzał ją przez całe tak zwane szczęśliwe pożycie? "To może dobry człowiek był"?! To znowu cytat z kawału o dwóch staruszkach jednej przygłuchej. Ale traktujących o innych przymiotach mężowskich. A wracając do zmarłych, których zapewniam mam pod dostatkiem, bo sierotka od dłuższego czasu już jestem, to nie zastanawiam się przynajmniej, co jeszcze dobrego dla nich mogłam zrobić ZA ICH ŻYCIA. "To się już nie wrati" na tym wiecie przynajmniej. Dlatego tak ważne są słowa "spieszmy kochać, bo ludzie zbyt szybko odchodzą".
Wspominam wspaniałą kobietę lekarza, która chorowała na raka. Chciałam jej kupić, gdy szłam w odwiedziny pęk białych róż. Bałam się, żeby nie myślała, że przedgrobne są, zamiast cieszyć się ich urodą. Druga moja przyjaciółka, walcząca z tą samą chorobą, tak własnie odczytała bukiet przesłany jej przez męża. Dlaczego? Bo to był jego pierwszy i zapewne ostatni bukiet. Kiedy napisałam w swoim wierszu "kwiaty dawaj żywym, później za późno nawet na żal". Podtrzymuję! Nie chcę słów wypowiadanych na moim grobie na temat jakim to ja byłam szlachetnym człowiekiem, dobrym i w ogóle bez wad, bo to będzie nieprawda...Chcę być kochana i szanowana dzisiaj... by za mną tęskniono i chciano ze mną przebywać, bym mogła cieszyć się gronem przyjaciół i sympatią otoczenia ( co w stylu Kochanowskiego teraz), i chcę dostawać kwiaty... bez okazji, teraz!
Za dużo chcę?! Trudno! Nie pragnę bowiem ani wieńców kwiatów na grobie ani uznania po śmierci. Bo moi kochani, w NIEBIE to ja będę miała wszystkiego w bród! A przede wszystkim nigdy nie będę pragnąć, bo będę nasycona! Ale to tak na marginesie w kwestii miłości, na ten przykład...I jeszcze jedno... nie chcę, żeby kto mnie oglądał po śmierci... bo przecież moja zewnętrzna powłoka, truchło bez duszy nie będzie mną... a ze śmiercią tak nie do twarzy!

czwartek, 23 września 2010

Źle utemperowany

Siedzę ja sobie na lekcji i widzę słówka angielskie na tablicy, m.in "bad tempered", przetłumaczone - osoba źle wychowana. A ja wyobrażam sobie zaraz portret ucznia namalowany źle zatemperowaną kredką...Wyszłaby zapewne karykatura.
Minęły pierwsze trzy tygodnie nauki nowego roku szkolnego i opadły mnie jak co roku refleksje właśnie z moimi uczniami związane. Otóż dowiedziałam się, że w grupie rówieśniczej "dobre wychowanie" nie jest cenione. Ten, który nie pali, nie używa wulgaryzmów, nie wagaruje będzie poddawany naciskom grupy, która propaguje właśnie taki styl bycia. Toteż wybiera na przywódców - gospodarzy klas tych, którzy im szczególnie imponują, czyli drugorocznych wagarowiczów. Czyżby więc złe zachowanie zatriumfowało nad dobrym? To tak jakbym zapytała : "Czy zło może zatriumfować nad dobrem?" Oczywiście, że może! Potwierdza to chociażby treść psalmu 1.
A jednak ja niezmiennie wierzę, że ostateczne zwycięstwo należy do Dobra. I to zarówno w wymiarze szkolnym, jak i duchowym.
Wystarczy ustalić zasady np. wyboru gospodarza klasy wg.których delikwent będzie musiał spełnić pewne normy, przypisywane osobom "dobrze wychowanym". A w ogóle określone zasady to dobra rzecz, trudniej z ich przestrzeganiem. Tu myślę o walce z nikotynizmem i przemocą w szkołach, co czasem przypomina "donkiszoterię'. I jak tu propagować zdrowy styl życia, skoro ani rodzice, ani nauczyciele tych zasad nie przestrzegają? Po prostu palą i tyle, i używają przemocy werbalnej.
Tak więc refleksja dzisiejsza to pytanie: "Na ile szkoła, my-nauczyciele, jesteśmy w stanie uzupełnić niedobory " dobrego wychowania" to "złe zatemperowanie młodych ludzi" przez dorosłych? Czy jesteśmy w stanie wskazać wartości etyczne, religijne, kulturowe i intelektualne?

niedziela, 5 września 2010

I po wakacjach

I już niestety po wakacjach. Zawsze czuję się jak uczennica...muszę isć do szkoły. Jeszcze tyle by się chciało zrobić w wakacje, w tyle miejsc pojechać, a tu co? Koniec! Lecz na nic zda się płacz i załamywanie rąk. Tornister w rękę i książki, i pobudka o 6.oo. A z drugiej strony, jak kto się zgodził być ...nauczycielem i dyrektorem, to chyba nie ma wyjścia?! Witam więc uśmiechnięte dziecięce twarze i młodzieńcze w liceum też, modlę się o cierpliwośc i życzliwość, i zaczynam...od układania planów ( szkolnego też). Logistyka najważniejsza! Oj, niełatwo zgrać trzy szkoły, bo jeszcze szkoła Martynki na Przymorzu i różne godziny, i miejsca moich dwóch szkół. Mąż nie może otrząsnąć się z szoku...to juuż?! Koniec beztroskiej wolności osobnika rodzaju męskiego, zapracowanego, aczkolwiek wolnego od obowiązku zawożenia dziecka do szkoły? No cóż...podobno człowiek uczy się do końca swego życia i...głupi umiera. I ja tak się czuję. Pędzę przed siebie bez wytchnienia, ale czy wiem dokąd zmierzam? Dzisiaj słyszałam wspaniałe kazanie. Zmusiło mnie do zweryfikowania życiowych priorytetów. Co jest najważniejsze w moim życiu. Przecież nie praca, chociaż ją lubię, nie rodzina, chociaż ją cenię, nie ja sama, bo wchodząc w smuge cienia i przeglądając się w lustrze mam coraz częciej świadomość, że odejdę... kiedyś tam, bo jestem przechodniem na tej ziemi... Nie chcę więc, by moja wiara była za 3 złote... marginalna. Chcę w nią inwestować to, co najważniejsze, najwartościowsze. Wiem, brzmi dewocyjnie dla niektórych, ale wiara dla mnie nie jest jednoznacznie związana z religią, a raczej z relacją z prawdziwym żywym Bogiem. I takie to moje refleksje z okazji rozpoczęcia roku szkolnego... duchowe. Wasza pielgrzymująca...

wtorek, 3 sierpnia 2010

Wakacyjnie w Chmielnie

I jeżdżę sobie w różne dziwne miejsca... np. na zaproszenie zaprzyjaźnionych pastorów Jaroszów do Chmielna (1.08) nad jezioro. Było ciepło i miło, nie tylko nad wodą. Zawiozłam im wakacyjnie monodram "Alicja przed lustrem"... i podobało się, niektóre kobitki nawet miały mokre oczy... bo to takie opowiadanie o kobiecie: najpierw młodej i naiwnej, poszukującej ideału mężczyzny, potem dojrzalszej i rozczarowanej, na końcu tej, która odnajduje pasje i radości życia w innych wartościach: Bogu, rodzinie... A tak nawiasem mówiąc to strasznie trudno opanować na pamięć własne wiersze. Jednak udało się, więc może przyjadę do Was?

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Fajnie napisali w Tomaszowskim Informatorze Tygodniowym
Wejdz na strone http://www.nasztomaszow.pl/kultura-rozrywka/ostatni-taki-festiwal/

sobota, 24 lipca 2010

psalm 113 dla upośledzonych

Wakacyjne podróże i wakacyjne lektury zmuszają do refleksji. Oto niektóre z nich. Po pierwsze Festiwal w Krajobrazie Inowłódź 2010. Byłam na niego zaproszona po raz trzeci, uczestniczyłam po raz drugi. Ciekawa muzyka, z pogranicza klimatów buddyjsko-awangardowo-jazzowych, i niezwykły zespół teatralny z Nowej Soli, też awangardowy, wszystko na bardzo wysokim poziomie...i ja ze swoim monodramem ułożonym z moich wierszy pt."Alicja przed lustrem". To opowieść o kobiecie dojrzałej i rozczarowanej a jednocześnie odnajdującej sens życia, absolutnie nie awangardowa! Trochę więc czułam się nie na miejscu, ale podobno było nieźle.
Druga sprawa to wakacyjne lektury, w tym a może przede wszystkim, psalmy i tytułowo zaanonsowany psalm 113 o ciekawym tytule. Z tym że ci upośledzeni( pośledni-gorszy) to wymienione trzy grupy społeczne: bezdzietne matki, ubodzy i nędzarze. Zastanawiam się kim są dzisiejsi upośledzeni? Bezdomni? Bezrobotni? Niepełnosprawni? Wszystko jedno kim są ci, którzy źle się mają, obietnica zawarta w psalmie pociesza i daje nadzieję! Wakacyjnie polecam do przeczytania.

niedziela, 27 czerwca 2010

Lato, lato...

I wczoraj po raz pierwszy poczułam lato... To nie tylko słońce i plaża, ale przede wszystkim czas dla dawno niewidzianych znajomych, przyjaciół. Żyjemy w coraz większym pospiechu i nawet nie zauważamy jak więzi z różnymi kiedyś bliskimi nam ludźmi rozluźniają się. Poznajemy nowych ludzi, zapominamy zadzwonić... Czasami sami nie kontrolujemy, która ze znajomości jest ważna a która mniej...Gubimy to, co wartościowe...prawdziwe uczucia zamieniamy na miałkie i powszednie. Nasze życie staje się miałkie. Czy tak musi być? A może wystarczy mądrze ustalić priorytety życiowe? Ale na czym a raczej na kim należy się oprzeć? Chyba nie na politykach ziejących najpierw nienawiścią, szkalujących się nawzajem a za chwilę sztucznie uśmiechających się do siebie na wizji? Ale miało być o lecie... a więc lato kojarzy mi się z uroczym spacerem, niespiesznym krokiem, siedzeniem w ogrodzie w gronie miłych mi ludzi, którzy witają mnie z uśmiechem. Jeśli mamy takich wokół siebie to chyba nie jest tak źle z nami... A może jest coś ważniejszego niż zachwyt nad pięknem świata i miłość bliźnich, w których dostrzegamy...Boga?

niedziela, 6 czerwca 2010

"Eleonora i 14 świnek..."

Promocja mojej nowej książki pt."Eleonora i 14 swinek " w "Cafe del Arte" 20bm. o godz.17tej. Zainteresowanych zapraszam!

piątek, 4 czerwca 2010

Aktualnie...planuję

Leżę w łóżku i planuję, co ubiorę jutro do pracy, gdzie pojadę na urlop, co po kolei chcę wydać, gdzie pojadę ze swoją poezją. Czasami w roku mam dwa, czasami sześć wystąpień publicznych. W tym roku 7 marca zaprosiła mnie organizacja katolicka Femine do Hotelu Grand w Sopocie. Występowałam przed publicznością złożoną z samych kobiet, tak około 150-200 sztuk. 13 marca zaś w Warszawie w Teatrze Roma na Konferencji Kobiet dla 1000 słuchaczek. Widziałam ze sceny jak niektóre płaczą, śmieją się, żywo reagują na to, co czytam, opowiadam. Takie spotkania motywują mnie, by pisać i wydawać, nie czekając, aż ktoś mnie odkryje. Bo nie oszukujmy się, pisze się nie do szuflady a dla ludzi, którzy postrzegają świat podobnie. Teraz planuję 15 lipca dojechać na Festiwal w Plenerze w Inowłodzu pod Łodzią. Już któryś raz zaprasza mnie tam mój kolega-brat z młodości. Postanowiłam z moich wierszy stworzyć monodram na tę okoliczność. Coś o kobiecie dojrzałej. O różnych fazach kobiecości. I znowu wracam do aktorstwa. Trochę się boję, czy dam radę warsztatowo, pamięciowo... Ostatnio zawsze czytałam i nigdy nie uczyłam się swoich wierszy na pamięć, uważając to trochę za megalomanię.
Aktualnie planuję więc zakończenie roku szkolnego w dwóch szkołach, w których pracuję, pracę twórczą w wakacje - korektę drugiej części sagi kobiecej - promocja pierwszej jej części będzie w czerwcu, acha i jeszcze planuję być bardziej, bliżej, lepiej...ale o tym następnym razem...

czwartek, 27 maja 2010

Bezpieczne jutro

Ostatnio siedziałam na zajęciach i myślałam o bezpieczeństwie, którego człowiek potrzebuje do szczęścia jak powietrza.
Ciągle słyszymy "bezpieczna Europa", "bezpieczne konto", "bezpieczny seks". I czujemy się zaniepokojeni, kiedy okazuje się, że nasze poczucie bezpieczeństwa jest kruche. Smoleńsk,ostatnio nam to uświadomił.
Może wyrzucić tego "pochłaniacza czasu" na strych, przestać myśleć o przyszłości,samolotami nie latać, pieniądze rozdać biednym a seksu nie uprawiać w ogóle, bo generalnie po co angażować czas i siły w coś, co nie przyniesie wymiernych korzyści a zachwieje naszym poczuciem bezpieczeństwa?
I tak całe życie kieruję się zasadą " dosyć ma dzień dzisiejszy swoich zmartwień, żeby jutrem się zadręczać".
Ale możemy wówczas zostać posądzeni o "tumiwisizm" lub wyalienowanie społeczne zamiast o mądrość w chronieniu swojego bezpieczeństwa...
"Nie przyszedłem pokój nieść ale miecz i rozdwojenie" - powiedział jakieś drobne 2000 lat temu pewien mężczyzna i już wówczas pokazał nam że bezpieczenstwo, które oferuje świat jest kruche i donikąd prowadzi. A co z akceptacją, też bezwzględnie do szczęścia potrzebną? Z miłością, która się w tym pojęciu zawiera..?