Z radością i bez przymusu
Oddam swojemu Panu dziesięcinę.
Oczywiście, nie wliczając
dochodów ubocznych,
wysługi lat i premii,
w końcu mnie się też coś należy.
Dorzucę skrzętnie pozbierane
troski i zwątpienia.
Położę na ofiarny stół
i będę oczekiwac cudnych rozwiązań.
I żeby oddalił ode mnie
jak Wschód od Zachodu...
Nie będę wspominać
tego... krzyża czarnego,
co na barki chciałeś mi włożyć,
ani szukać Twoich śladów
odcisniętych na piasku,
obmywanym falami przypływu.
Ofiaruję dodatkowo datek,
tylko na tyle mnie stać Panie,
za powodzenie moich zamiarów
i za szczęście dzieci,
i żeby nie grzeszyły za bardzo...
Nie będę siedzieć w prochu,
ani rozdrapywac ran skorupa pokuty,
ani wysłuchiwać rad przyjaciół.
Porozmawiam z tym Głosem sam na sam.
I choć wiem, że nie jestem w istocie
ani bogobojnym, ani prawym mężem,
dobrym człowiekiem, jak inni myślą,
ciągle liczę, że od teraz
poznam Go nie tylko po Imieniu...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz