I znowu do szkoły...
Przypomina mi się kawał o tym jak mama budzi syna i zachęca go, by wstał w końcu i poszedł do szkoły. Syn broni się na różne sposoby, a matka dalej: ależ synku, czekają na ciebie uczniowie, nauczyciele, przecież jesteś... dyrektorem!
No nie, kto jak kto, ale ktoś kto rządzi, jest na szczycie hierarchii szkolnej, stresu z powodu początku roku szkolnego nie powinien przeżywać.
A co dopiero, gdy ze stronic brukowej prasy biją w oczy nagłówki zapowiadające wspaniałe pensje nauczycielom po podwyżce.
Ja tam w pisane może i bym uwierzyła, gdyby nie to, że właśnie dostałam do rąk własnych czarno na białym - 1680 PLN + dodatek motywacyjny 60PLN. na pół etatu, zatrudniana od 17 lat na rok. Nijak się ma więc ta kwota, którą jeszcze dzisiaj mój własny teść rzucił mi w oczy - 4800 - oj, chciałoby się taką sumę zarabiać.
Ale co tam, nie samym chlebem żyje człowiek... mówi Pismo, więc ja tam skupię się na sprawach duchowych i na czystym posłannictwie, żeby ten kaganek oświaty godnie nieść między maluczkich.
I tu znowu, biedne dzieci, zestresowane, okazuje się są strasznie. Dlaczego? - pytam. Pamiętam ze swoich młodzieńczych i dziecięcych lat, że do szkoły lubiłam pasjami chadzać i osiągać sukcesy, i laurki dostawać i medale, i takie tam...
A tu okazuje się, że to właśnie rywalizacja, szlachetny wyścig po wiedzę zniechęca młode istoty różnej płci i odbiera im całą radość z pobytu w edukacyjnej placówce. No i ci nauczyciele, oczywiście. Stresują. Wymagają. Każą czytać. I pisać na temat. Nosić książki. I nie rozmawiać na lekcjach przez telefon komórkowy. Nie spóźniać się. Nie wagarować. I... ach, cała masa tych wymagań. Żołądki i główki delikwentów bolą od rana na myśl jaka ta szkoła do bani. Trzeba by było ją rozwiązać. Toż to zabytek ( taki artykuł znalazłam rano w zupełnie poważnym czasopiśmie). XIX-to wieczny zresztą! Teraz uczeń powinien się uczyć przez internet, lub ewentualnie w domu, kompetentny rodzic mógłby dzieciątko uczyć, żeby dziecko nie było narażone na wpływy, itp. niepożądane informacje. Słowem coś na kształt porodu rodzinnego.
No tak, ale czy poród tak jak i proces nauczania, może przebiec bezboleśnie, bez znieczulenia? I tu mądra prasa informuje nas, że młode mózgi naszych podopiecznych nie są w stanie zapamiętywać informacji. One są w stanie odnaleźć informacje, umieszczone w odpowiednich folderach.
I co ja się dziwię, że po miesiącu nie pamiętają lektury, którą jakoby przeczytali? Taką konstrukcję psycho-fizyczną mają. A ja ich w stres pcham ustawicznie!
Przyrzekam więc sobie na początku roku szkolnego, nie będę! Się ani nikogo stresować! Stres zapiszę sobie w osobnym folderze, ale znać go nie chcę. Bo czy to normalne nie spać z powodu jakiegoś tam nadzoru pedagogicznego, rozkładów materiału, numerów programów i latających po korytarzu, wrzeszczących kosmitów? Stresowi mówię więc nie! Niech kontrola przychodzi i sprawdza co popadnie a na migające przed oczyma bose nogi zamknę powieki.
Ale jak to się ma do słów: "Kto może czynić dobrze a nie czyni ten grzeszy?" Czy można w pełni zaangażować się bez stresu w cokolwiek? W miłość, rodzinę, macierzyństwo, pracę zawodową. A może by tak nauczać radzenia sobie ze stresem i tempem współczesnego życia, zanim nie będzie za późno, i nie trafimy na terapię?
Róbcie co chcecie. Ja tam będę się cieszyć się, że w ogóle mam pracę, i wykonywać ją najlepiej jak umiem, z pasją, bez rutyny, z empatią i chęcią. Jak dla Pana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz