Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

piątek, 22 maja 2020

Dziurawe szczęście czyli dzień kolejny

Wiosna to najpiękniejsza pora roku.  Wiem, wiem nic odkrywczego w tym zdaniu.  Ale ja zachwycam się wiosną każdego roku tak samo.  No a wiosna na kaszubskiej wsi...cudowna!  Wczoraj uczyłam krócej on-line.  Po 12tej szybko spakowałam Martynkę, Pauzę do autka i pomknęłam moją czarną strzałą północy ku wiadomej kaszubskiej miejscówce i przyjaciołom.  Pogoda przepiękna.  Gorąco!
Pauzunia polubiła jazdę autkiem i siedziała z tyłu na chodniczku i macie przez całą drogę.  Obie dziewczynki lekko podsypiały.  Ja nie mogłam, prowadziłam.  Na miejscu cudowne przywitanie.  Było szaleństwo psich podskoków Kleksa - kuzyna Pauzy dwa razy większego, czekał nas piękny spacer wiejską pustą drogą, smaczny obiadek i wyjście do lasu całą ekipą.  Pagórek porośnięty wysoką trawą i pachnącymi ziołami.  Ciocia siedemdziesiąt plus pokazywała wnukowi Wiesi jak należy sturlać się z górki.  My rozsiadłyśmy się na górce i patrzyłyśmy na nasze oszalałe wiosną pieseły.  Temperamenty aż strach, Kleks przywalał łapą albo i całym ciałem mikro Pauzę, ale ona się nie dawała.  Nic a nic w niej nieśmiałości czy strachu.  Wyszczerzała ząbki jak igiełki i podgryzała kuzyna tak, że mały Antoś stawał w obronie swojego psa.  Potem kopanie w piaskownicy.  Pauzie wystawała tylko biała kitka.  Kleks był zazdrosny;
--  To moja piaskownica - poszczekiwał i przeganiał gościa.
--  Daj trochę, nie bądź taki - odgryzała się dama.
Pauza się nie poddawała, zaczynała kopać w drugim miejscu.  Potem była gonitwa i znowu las za płotem, miejsce intymnych wycieczek naszych psów.  Tu nie używałyśmy woreczków, wystarczyły piach i łopata.  Maseczek też nie używałyśmy.  Siedziałyśmy rozparte na tarasie niekoniecznie w dwumetrowej odległości, popijałyśmy kawkę i podziwiałyśmy widok skrzącego się w dole stawu pełnego ryb, słuchałyśmy ptasich treli, raj!  Psy też tak myślały, poukładały się razem w naszych nogach zgodnie wyciągnięte, dyszące słońcem.
Martyna zmęczona powietrzem w pewnym momencie wstała, złapała mnie za rękę i pociągnęła.  Wypiła kawę, zjadła ciasto, była na dwóch spacerach, ile można gadać?!  Wracajmy do domu!  Ciągnie mnie oporną do auta.
Wieś jest piękna ale wiosną moje miasto...Nad morzem spacery są też cudowne.  Takie jak dzisiaj o 6 rano.  Wtedy nie ma ludzi.  A na plaży nikogo.  Tylko grupka mewek.  Pauza boi się szumiących, biegnących ku niej fal, uskakuje jak żabka.  Nie da się jej przekonać, żeby zamoczyła chociażby czubek łapki. Za to łatwo zaprzyjaźnia się z innymi pieskami.  Z rudą piękną spanielką chyżo biega po nadmorskim trawniku.
Dzień był pracowity.  Zbliża się koniec roku szkolnego, oceny proponowane wystawione i zaczyna się... Prac coraz więcej do sprawdzania i rodziców coraz więcej do rozmawiania on-line oczywiście.
Założenia zawsze te same, a szczególnie w trudnym czasie pandemii.  Przepuścić, usprawiedliwić, wyciągnąć, podwyższyć.  Zawsze na korzyść ucznia. 
I jeszcze obiad na jutro.  Przyjdą dzieci i wnuki.  Trzeba się przygotować.  A wieczorem niespodzianka.  Moja najlepsza koszula nocna wygryziona w dwóch miejscach na udach.  Pies śpi, Martyna śpi, mąż śpi... i nawet pozłościć się nie ma na kogo.  Pójdę spać bez koszuli...w pidżamie.  I też pięknie.  Nic nie jest w stanie popsuć mi mojego małego szczęścia, nawet jak jest trochę dziurawe by Pandemia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz