Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

poniedziałek, 18 maja 2020

cd.zapisków



Dzień o rzesz...ków

Pauza vel Pandemia dostała trzecie imię – Panda od p.męża. Trafnie! Te jej psotne oczęta otoczona czarną obwódką i łzawy wzrok, gdy spsoci… A w tym jest mistrzynią! Fizjologia rozprzestrzeniona na dywany, koce, parkiet...to tylko fizjologia, ale jej apetyt na pogryzanie wszystkiego w zasięgu wzroku nie mniej trudny do spacyfikowania. Nie wspomnę tych wszystkich podziurawionych skarpetek i ponadgryzanych, nie w porę schowanych butów, porozrzucanych kartek i książek. Tych mam pod dostatkiem. Ofiarą padła noga od antycznego stołu, po moich dziadkach, stojącego w salonie. Ja tu sobie lekcje skrobię – to znaczy gadam do monitora te cztery-pięć godzin z przerwami, a ona taka grzeczniutka pod stołem: „chrup, chrup, chrup….” Myślałam, że z radością obgryza kosteczkę od pana, który cieszy się, gdy sunia macha ogonem na jego powrót do domu i przysmaczek wyciągany z zakamarków siatkowych. A tu owszem, kostka zżarta i kawałek pięknie rzeźbionej nogi stołu. No cóż, nakrzyczałam, przykryłam stół długim do ziemi obrusem i udaję że nie widzę.
To moja stara wypróbowana metoda: nie widzę niedomytych okien, kurzu na bufecie, sterty piętrzących się prac...przecież nie uciekną do jutra, zdążę jeszcze się nimi nadenerwować. Dla zachowania równowagi duchowej i pokojowych myśli wsypałam do miseczki orzeszki w karmelu. Taki mały grzeszek obżarstwa. Skubałyśmy z Martynką zgodnie. Nie za dużo nie za mało. W sam raz.
Podczas lekcji znowu afera! Ktoś kogoś wyłączył, komuś nie działa mikrofon, ktoś tam pisze na chacie niekoniecznie na temat. Mamusia w tle słucha, co też ten nauczyciel..., uczennica robi głupie miny, bo rodzicielka słucha. Uczeń zajmuje się młodszym rodzeństwem w czasie lekcji, bo mama w kuchni, na zakupach, w toalecie. Ojciec krzyczy coś tam w tle do syna. Słyszę : „ Mówię do ciebie...” i odzew „Mam lekcję!”. Wyciszam uczennicę, której mamusia pracuje równocześnie na drugim komputerze i podaje dane korporacyjne. Myślę sobie, że trudno tak na kupie siedzieć 24H i wszystko robić razem. Szczególnie, gdy to jeden pokój. Przerwa, wychodzę po kawę do kuchni. Wracam, zaraz następna lekcja. I co widzę?! Pauzunia na stole zajada nasze orzeszki w karmelu! „Wynocha” - wrzeszczę, i zaraz zastanawiam się, czy aby na pewno wyłączyłam fonię. No, nauczyciel nie może być nieopanowany, nie może używać wulgaryzmów typu: „Ożesz...ku”...Musi być stabilny emocjonalnie, empatyczny, nawet wtedy, gdy rodzic dzwoni późnym wieczorem, próbując wywrzeć presję, by podwyższyć synowi ocenę na koniec roku, bo „on nie wierzy we własne siły”. Oczywiście przeze mnie nie wierzy, a jakże! Za surowa, wymagająca, za miła, za delikatna, za bardzo, za mało, za dużo, za….No cóż i tak mam wrażenie, że ostatnie dwa miesiące – jak ten czas leci – namnożyło mi się bardzo dobrych prac domowych i że ocenę roczną ostatecznie wystawiam rodzicom!
Tak, dwa miesiące i Pauza urosła dwukrotnie. Gdy przybyła do nas ważyła półtora kilograma, teraz trzy i pół, może już wychodzić na cały etat na dwór, bo jest po trzecim szczepieniu i na wściekliznę też. Nabyłam dla niej obrożę przeciw kleszczom… i zapłaciłam w sumie ponad trzysta złotych. No, no...wszystko podrożało w sklepach, usługi również.
I jeszcze sforsowanie barykady w łazience. Najpierw Pauza obgryzała wiklinowy kosz na pranie, wstawiłam więc go do kąta i zasłoniłam stołeczkiem. Działało przez tydzień. Dzisiaj sunia wskoczyła na stołeczek, na kosz, na pralkę i wyżarła z pojemnika swoją karmę! „Ożesz...” gdzie mam wstawić kosz? Do salonu? A stół? Jednym słowem „na psa urok!” Ta nasza sunia rozstawia nas po kątach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz