Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

wtorek, 19 maja 2020

poranek dzień następny w moim mieście ...

Moje miasto o poranku jest piękne.  Tak dawno nie przyglądałam mu się uważnie.  Zaniedbałam je.
Krzyk mew od zawsze mi towarzyszy.  Wychodzę 6.30 z Pandemią na smyczy.  Kropi.  Sunia siada zdumiona.  Nie chce wyjść za bramę.  Podnosi ku mnie oburzone zezowate oczy:
--  Jak możesz mi to robić!  Przecież pada mi na łeb, a trawa jest mokra!
--  Trawa?  Jaka trawa?  Ten kawalątek przed kamienicą, oblegany na ławeczkach w słoneczne niedzielne południa przez sąsiadów?!
--  Ale to ludzie.
--  No,  ludzie są sympatyczni, szczególnie dla takich szczeniaczków jak ty.
--  Bo ja  jestem ich bratem a właściwie siostrą młodszą?  - psina macha ogonkiem z białą kitką, potwierdzając koncepcję niejakiego Franciszka. 
-- Nie martw się, jakby co posprzątam, noszę te zielone torebki i  ...chodź, popatrzymy na miasto, moje miasto, a teraz i twoje.  Tu widzisz już za rogiem był ogródek przedszkolny.  Rosły piękne stare drzewa a dzieci ze śmiechem biegały po alejkach.  Psom nie wolno było tam wchodzić co prawda, ale drzewa szumiały.  I nic nie zaciemniało o poranku widoku z okien wyższych pięter mojego domu.  A teraz co?  Bank, wielkie gmaszysko!  A tu obok było słynne kino "Atlantic".  Umawiałam się przed nim na randki z chłopakami.
--  Co to randki?
--  Zobaczysz jak urośniesz.  Teraz przez to kino spać nie mogę do rana.  Dyskoteki, pijackie krzyki, taksówki nad ranem.  Policja! Cały weekend!
--  A tam z tyłu jakaś trawka...
--  Jakaś....alejki z wybojami i kurzem, trawniki w psich odchodach nie sprzątanych przez właścicieli, pijacy na ławeczkach.  Wieczorem strach!  Teraz pusto!  I pomyśleć, że kiedyś zjeżdżałam z tych górek na sankach!  I moje córki też!  Chociaż już były zabudowane przez te paskudne garaże w ruinie obecnie!
--  Nie chodźmy tam!  Boję się pijaków!
-- Ja też Pauzuniu, do nogi.  Chodź przejdziemy się ulicami mojego miasta.  Jest piękne!
Pies przystaje zdumiony.  Trzy maleńkie spłachetki wytartej i obsranej trawy przed ekskluzywnym nowym budynkiem, zapełniającym skrzętnie podwórko mojej przyjaciółki z klasy Kasi nie są dla niej zachęcające.
--  No chodź!  Tu widzisz była kiedyś Moda Polska, taki ekskluzywny sklep.  Moja mama pamiętam kupiła tam suknię balową z odkrytymi plecami z szarego lnu, z haftem kaszubskim na przodzie.  Ta suknia zrobiła furorę za granicą, gdy rodzice poszli na "jakiśtam" raut.  I ja też jako nastolatka kupiłam sobie tęczową rozkloszowaną sukienkę, zamiast roweru.  Była droga i miałam wybór.  Padło na sukienkę.  Jak ja pięknie w niej wyglądałam w zaplecionych w koronę warkoczach.  Sama Maryla Rodowicz nie mogła oderwać ode mnie wzroku w Grand Hotelu podczas sopockiego festiwalu.  A tu na rogu kwiaciarnia.  Uwielbiam kwiaty.  Najchętniej cały balkon bym nimi obwiesiła, ale nie mogę, bo nie będzie miejsca ani na podusię dla ciebie, ani na miejsce dla Kropka, ani na pranie.  Znam się na kwiatach, w końcu mam dyplom florystki i pracowałam parę lat w kwiaciarni na końcu tej ulicy.  A na jej rogu wciąż stoi Dom Rzemiosł, w który mieścił się kiedyś mój Teatr Dramatyczny.  Chciałam zostać aktorką i uczęszczałam do Studium Aktorskiego.
Pauzę nic nie obchodzą moje opowieści.  Chce wracać do domu.  Betonowa pustynia pod stopami jest mokra, na jezdni pojawiły się pierwsze samochody.  Wchodzimy do piekarni.  Tu sunię witają uśmiechnięte sprzedawczynie.  Pauza macha ogonkiem, wszyscy są dla niej tacy mili, rozpływają się wprost nad jej szczenięcą urodą.
--  Byle się nie posikała ze szczęścia - myślę i kupuję cztery bułki.
Mijamy sąsiednią kamienicę.  Pauza vel Pandemia przysiada w bramie.  Może chce wejść na podwórko, na którym jej pani skakała z kolegami i koleżankami z klasy przez skakankę i stylowo zwisała z trzepaka.  No i oczywiście wracała do domu przez płot, za co była usilnie ścigana przez dozorczynię.  Teraz w mieszkaniu bliźniaków mieścił się...bank.  Tak jak i trzeci z kolei na przeciwko.  Wielki stary gmach w stylu art deco, od lat niszczał smętnie niezagospodarowany na sprzedaż.  A teraz w jego cudownym ogrodzie developer stawia nowoczesny wieżowiec.  Lokalizacja  w centrum miasta a nie zabytek  zadecydowała o zakupie.  Ogród bankowy i tak był niedostępny dla dzieciaków z okolicy, ale w banku pracowała mama i czasami wchodziłam do środka, by podziwiać piękny marmurowy holl i wysokie kolumny.  Obok też był zielony placyk z ławeczkami.  Teraz po nim nie ma śladu, tu stoi mało uczęszczany dom handlowy Kwiatkowski z pomnikiem budowniczego Gdyni, równie szarym co otoczenie. "My Polacy lubimy pomniki" - przypomina mi się fragment wiersza Gałczyńskiego, bo uświadamiam sobie, że to drugi na niewielkim odcinku  prostopadłych ulic.  Przechodzimy obok kultowej kiedyś "Cyganerii" teraz głuchej i ciemnej, zamkniętej na trzy spusty z powodu pandemii.
Docieramy na podwórko.  Na nasz  trawnik.  Szybko i po sprawie wracamy mokre do domu.
Moje miasto jest piękne - powtarzam i uświadamiam sobie, że miasta z moich wspomnień już nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz