czwartek, 11 października 2012
Stara kamienica
To miejsce, gdzie się urodziłam. Stoi w centrum miasta. Słyszę bicie dzwonów i kurantów z pobliskiego kościoła. W lecie, przy otwartych oknach, megafony zapowiadające odjeżdżające w świat pociągi z pobliskiego dworca. Po drugiej stronie można było kiedyś z mojego piątego piętra podziwiać panoramę Gdyni, Skweru Kościuszki i kawałek morza. Przed laty zabudowano mi jednak to okno na szeroki świat, za to zza dachów w promieniach wschodzącego słońca odbija się teraz najnowsza sława Gdyni- See Tower – wysokościowiec, iście przeniesiony z innego wymiaru. Już się do niego przyzwyczaiłam, a nawet polubiłam, bo ot, taką jestem lokalną patriotką. W mojej kamienicy mieści się mini muzeum. Można w nim zobaczyć starą westwalkę, drewniany magiel czy mosiężne wizytówki sprzed wojny, bo wtedy w latach 30tych nasza kamienica została wybudowana i otrzymała zaszczytną nagrodę za nowoczesność – m.in garaż podziemny, spiżarnię, służbówkę i schron przeciwatomowy w całym labiryncie podziemnych korytarzy piwnicznych.
Był to budynek wybudowany dla pobliskiego Banku dla jego pracowników przed wojną. Po wojnie zamieszkiwała w nim elita Gdyni: prezydent miasta, fotografowie teatralni, dziennikarze, lekarze, pływający.
Ostatnio Wspólnota mieszkaniowa odzyskała od miasta przynależny kamienicy garaż, po bez mała 60 latach użytkowania przez prominentne władze. W podziemnych ogromnych garażach zorganizowano z tej okazji wielką fetę, zakończona powszechnim zbrataniem się lokatorów budynku przy pomocy kilku procentów w różnych kolorowych płynach.
Teraz urządzono następną fetę – z okazji występu jednego z mieszkańców bloku – artysty śpiewającego operowo. Do podziemnego garażu przybyli zaproszeni lokatorzy oraz słuchacze pobliskiego Uniwersytetu trzeciego wieku, a nawet władze miasta. Po części artystycznej rozpoczęła się część bankietowa. Integracja była jeszcze lepsza niż ostatnio. Wymieniano poglądy, opowiadano sobie historie sprzed lat, w dużej ilości historie emigracyjne tych, którzy po latach pobytu w Brazylii, Anglii czy Niemczech, powrócili na szczęśliwą emeryturę do rodzin i kraju.
Postanowiono zorganizować następne spotkania. Pomysłów jest wiele, więc zapewne w Gdyni rozkwitnie teraz elitarna kultura undergroudowa czy eventowa? Nie termin underground jest zdecydowanie bardziej trafny. Czyżby więc znalazła się grupa osób, która potrafi oderwać się od złotego cielca pożerającego czas? Miała chęć nawiązywania kontaktów z nieznajomymi? Albo odnowić z dawnymi znajomymi, z dziecińskich zabaw na podwórkowym lodowisku, altance i podchodów?
Tak sobie porównuję frekwencję na naszych od zupełnie niedawna organizowanych wieczorkach muzyczno-poetyckich i mam nadzieję, że i tu z wieczorku na wieczorek, więzi wśród zaproszonych zacieśnią się, integracja i zrozumienie polepszy a nowych znajomych i nieznajomych przybędzie. A skoro stary podziemny garaż może stać się sceną kulturalno-towarzyską, to może i behindgroudowy kościół też może zaistnieć w okolicy? Mimo braku zachęty kolorowo-procentowej... ale przecież, zaraz, chyba że, jak to śpiewa Mieczysław Szczęśniak, „ chyba się upiję Twoim Duchem, hej”!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz