Zbieram siły.
Włączam jedynkę.
Popijam kawę i bezmyślnym wzrokiem wypatruję...
Czytam przypisany werset.
Wrzucam dwójkę.
Rozciągam stawy,
nerwy trzymam na wodzy.
Składam dom do kupy.
Wrzucam trójkę.
Zapakowuję bagażnik.
Wyruszam w podróż dnia.
Stojąc w korku szepczę modlitwę..
Na czwórce po owocnej bezowocnie pracy,
objuczona niczym dromader,
dosypuję do kotła wydarzeń
zapachy i smaki.
Wycudowuję pokój, by zasiąść,
ręce złożyć, myśli uwolnić,
podnosząc kęs z dziękczynieniem...
Potem zastygam w bezruchu,
przytulona do córki, psa, kota, wnuków,
lub własnej pustki, poszukując
sensu w codziennej krzątaninie.
Wrzucam luz, nie mogąc
obejrzeć filmu, doczytać strony,
pozałatwiać spraw, oddzwonić,
namalować, napisać...
Odstawiam do garażu machinę.
Zaciskam powieki i widzę
dziewczynę o niewinnych oczach,
nieśmiało patrzącą w przyszłość
mającą Boże oblicze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz