Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

środa, 19 października 2022

Wieczorny spacerek

 Drzewa stoją w zielonym szeregu

Pochylają ramiona ciekawe

Co tu robię sama o zmierzchu

I czy długo wśród nich zabawię.


Ucichł szum, nawet ptak nie zaśpiewa.

Wiewiórka w dziupli liczy orzechy.

Świerszcze coraz ciszej grają

Umilkły ludzkie śmiechy.


Szarość pnie i ścieżki pobiela

A pod stopą chrzęst piasku drożyny

Jeszcze chwila a zmrok nadejdzie

I zacieni górki , okryje doliny.


Tylko pies spaceru niesyty

Staje i ucho natęża ciekawy

Czy to sarna w trawie się kryje?

Czy do nory umyka lis dziki?


Ogon z białym czubkiem wystawia

Jak antenę na szmery, szelesty.

Pora spać  dobranoc,zostawia

Leśną ciszę chruśniaki i rdesty.



Niepoprawna

 Niebo roztarte pastelą,

Okno mruga roletą porozumiewawczo...

"Znowu broisz?"

Kwiaty kredką na ścianie

Zaśmiały się perliście...lekko ironicznie?

Z radia melodia o"szczęściu co blisko".

Popijam czarną, smakuję poranek...

To właśnie ta chwila..

ON kiwa palcem ostrzegawczo:

"Weź się w garść"!

Ja z poluzowanymi kitkami,

Obgryzionymi paznokciami,

Ufością, szepczę -

"Poprawię się...jutro".



O poranku

 Zbieram siły.

Włączam jedynkę.

Popijam kawę i bezmyślnym wzrokiem wypatruję...

Czytam przypisany werset.

Wrzucam dwójkę.

Rozciągam stawy,

nerwy trzymam na wodzy.

Składam dom do kupy.

Wrzucam trójkę.

Zapakowuję bagażnik.

Wyruszam w podróż dnia.

Stojąc w korku szepczę modlitwę..

Na czwórce po owocnej bezowocnie pracy,

objuczona niczym dromader,

dosypuję do kotła wydarzeń

zapachy i smaki.

Wycudowuję pokój, by zasiąść,

ręce złożyć, myśli uwolnić,

podnosząc kęs z dziękczynieniem...

Potem zastygam w bezruchu,

przytulona do córki, psa, kota, wnuków,

lub własnej pustki, poszukując

sensu w codziennej krzątaninie.

Wrzucam luz, nie mogąc

obejrzeć filmu, doczytać strony,

pozałatwiać spraw, oddzwonić,

namalować, napisać...

Odstawiam do garażu machinę. 

Zaciskam powieki  i widzę

dziewczynę o niewinnych oczach,

nieśmiało patrzącą w przyszłość

mającą Boże oblicze.

Zdegradowany

 

Nie będę kruszyć kopii

nie podejmę rzuconej rękawicy

ani nadstawię piersi na razy

ani prężyć będę ciało

ani salutować


Usiądę na progu zgliszczy

Spojrzę za horyzont

przymrużę zaczerwienione

zasłonię powiekami przekrwione

co widziały...


Nozdrzami wdychać będę

zapach spalonej ziemi

dogorywających ognisk pożogi

namiętności...


Posłucham szumu wiatru

w trawach plączących ścieżki

krzyku mew i poczuję

słoną bryzę

kropel łez czy morza...


Przygarbię plecy

opuszczę bezczynne ramiona

Poczekam

aż przyjdzie i mnie przeprowadzi

na Pole Chwały.