Zirytowałam się nie na żarty. A wszystko zaczęło się od fryzury....i kaptura na głowie. Podczas lekcji wychowawczej. W szkole. Właśnie próbowałam przenieść wnioski po lekturze o relacjach pomiędzy dziećmi a dorosłymi( ucieczka z domu, alkoholizm, kradzież) na życie w rodzinach mojej klasy, gdy zauważyłam ten kaptur. Mówię więc grzecznie:
- Zdejmij ten kaptur. (Godło w klasie)
A ten mi na to, że nie zdejmie, bo ma źle obcięte włosy. Fryzura mu się nie podoba a on się wstydzi. Od rau mi się przypomniało jak to Krzyśkowi z mojej podstawówki, ojciec w nocy łeb prawie na łyso ogolił, gdy ten spał, bo chłopak za nic do fryzjera iść nie chciał...moda na Beatelsa panowała wówczas. Ten to się wstydził! Uszy mu pałały i odstawały przez cały dzień. Więc pełna zrozumienia tłumaczę chlopaczkowi co i jak, a na to odzywa się drugi, że ten ma kaptur na głowie bo Żyd!
- A czy ty znasz jakiegoś Żyda? - pytam.
- Nie, ale oni w kapturach chodzą, niech sobie pani sprawdzi w internecie.
- Dziecko - grzecznie powiadam - z tego co ja tam i nie tylko tam wyczytałam i zobaczyłam, to wiem że ortodoksyjni Żydzi noszą jarmułki, tałesy, chałaty, pejsy....a kaptury to chyba hip- hopowcy...bo i inni, po prostu lubiący dresowych look.
Nic nie pomogło....delikwent upiera się, uważając że przezywanie kolegów to świetna prowokacja. Do dyskusji włącza się następny, skarżąc się, że ten sam chłopak wyzywa go na przerwach od brunatno-brązowego...Uzbrajam się w łagodność i mówię:
- Ale ty przecież wiesz, że nie jesteś brunatny, bo jesteś co najwyżej blady? Bo i w ogóle nie ważne jakiego kto koloru jest, jakiego wyznania ale jakim człowiekiem, tak humanistycznie zmagając.
Padają terminy rasizm, prześladowanie, poniżanie godności, w końcu zirytowana uświadamiam moim dzieciom, że obecnie w klasie mamy pół Hiszpana, pół Arabkę, pół Filipinkę i dwóch Ukrainców a w następnej klasie być może dołączy do nas paru Syryjczyków, tak więc nawet Żyd, kryjący się pod kapturem nam nie straszny, chociaż wtedy to już będziemy w mniejszości....na szczęście rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Umęczyłam się, upociłam, nadenerwowałam...czego nauczyłam? Tolerancji, akceptacji, poprawnych relacji pomiędzy dziećmi a rodzicami, co było moim założeniem...a może tego że nie należy uciekać z domu, kiedy ojciec pije i bije? Sama nie wiem, pewnie niczego. Wykończona dobrnęłam do domu, leżącego w wielkim mieście w centrum Europy i pomyślałam: - Dzięki Ci Boże, że w Niebie nie będzie ksenofobii, megalomanii, rasizmu, na nawet demokracji!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A może wszystko będzie, tylko takie z jajem żeby każdy mógł się pośmiać ze swoich wad wielkich i małych, tych jawnych i tych ukrytych nawet przed nimi samymi.
OdpowiedzUsuń