Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

sobota, 1 września 2012

O wolności słów parę...

Pamiętam pewna dyskusję kolejową sprzed lat. Młody marynarz wypowiadał się na temat konieczności posiadania niepracującej żony, z przyczyn zawodowych. Wówczas ja młoda, rozpoczynająca życie wyzwolona feministka byłam oburzona męskim szowinizmem, i próbą ograniczenia wolności bliżej nieznanej mi dziewczyny. W owym czasie wyobrażałam sobie, że prawdziwie wolna zostanę, gdy wyzwolę się spod kurateli rodziców, wyprowadzę się po prostu, co natychmiast uczyniłam w momencie ukończenia 18 lat.
Jednak okazało się, że nawet ograniczenie więzi rodzinnych, mniej lub bardziej udanych, nie prowadzi do uwolnienia z nich. Na przykład z obowiązku opieki nad chorym rodzicem. A praca zawodowa, szczególnie studentki, nie daje niezależności finansowej. Uzależnia od pomocy cioci, wujka, taty czy sponsora. Tak więc, nie jesteśmy de facto wolni.
Może więc wolność to brak więzów małżeńskich. Przecież samo już to określenie budzi pejoratywne skojarzenia. Więzy, okowy, niewola. No ale czy życie na „kartę rowerową” daje wolność od zobowiązań? Sama miłość to niewola uczuć. Wystarczy sobie przypomnieć wiersz „Do trupa”J. A.Morsztyna, który chociażby poprzez zestawienie stanu umarlaka do zakochanego doskonale zobrazował niewolę zmysłów i żądz.
Może więc lepiej być samemu, tak zwanym singlem? Czy uczyni nas to wolnymi? Od smutku, niespełnienia, rodzicielstwa, samotności?
Nie będę w ogóle poruszała wątku wolności politycznej czy prawa do posiadania marihuany czy aborcji. Tylu mądrzejszych o tym pisało....
Pragnąc zilustrować moje rozumienie słowa wolność a raczej jej brak, posłużę się przykładem typowym dla wykonywanego przeze mnie zawodu polonistki. Wulgaryzmy – warstwa słownikowa o ograniczonym zasięgu spoczywa sobie swobodnie obok synonimów, homonimów, dialektyzmów, gwary, żargonu, związków frazeologicznych i wielu, wielu innych. I okazuje się, że nie ma ani jednego człowieka, poza niemowlętami może i dotkniętymi demencją starczą, kto by tej pierwszej warstwy nie znał. Z innymi może mieć kłopoty. Momencik znać nie oznacza używać, można by zakrzyknąć. Pewnie, tylko środowiska patogenne i kryminogenne używają jako przerywników tych wszystkich słów. Nie znają innych czy też wyrażają w ten sposób silne emocje? O, można by znaleźć i w innych zawodowych środowiskach uzależnionych od takiego, czyli za pomocą wulgaryzmów, sposobu wyrażania frustracji.
Czy my jesteśmy wolni od zaśmiecenia naszego umysłu z racji nie używania, lub używania rzadko, czasami, sporadycznie...wulgaryzmów, alkoholu, nikotyny... czy innych?
Ew.Mateusza 5, ukazuje właśnie to ludzkie uwikłanie, ubabranie, upapranie w błocie naszej własnej natury... Nie potrafimy się wyswobodzić od gniewu, pożądliwości, zazdrości. Chociażbyśmy zaprzysięgli sobie życie w czystości i powściągliwości sami z siebie nie potrafimy być wolni od własnej natury.
W Księdze Rodzaju Bóg kreując świat, stworzył m zakazane drzewo, owoc. Po co? Gdyby ich jednak nie stworzył, bylibyśmy bezmyślnymi marionetkami w Jego ręku. Dał więc nam wielki przywilej, ale i obowiązek. Wolność wyboru. I chociaż pokusy nas atakują niczym „lew ryczący” a nasza natura ciągnie do złego, możemy doznać wolności tylko w jeden sposób. Wybierając Chrystusa, doznajemy uwolnienia od grzechów, przebaczenia. A żyjąc z Nim dzięki łasce mamy nadzieję na pokonanie niewoli naszych ciał i ograniczeń życia codziennego w przyszłości.

Rozczarowanie czyli rozważania egotyczki

Budzę się i stwierdzam...jestem zmęczona. Jeszcze rok szkolny się nie zaczął a ja już... na samą myśl czy co? Chociaż spać mi się nie chce, szkoda życia na sen zbyt długi. Co więc mnie tak męczy? Być może, gdybym poszła do jakiegoś specjalisty, wynalazłby we mnie... patrząc mi w oczy, wątrobę, trzewia po prostu, jakąś jednostkę chorobową. Zapewne! Nikt nie jest całkowicie zdrowy, poza może chorymi psychicznie, oczywiście w ich mniemaniu, tym bardziej że chorobę dostrzegają tylko u otaczających ich ludzi. Łyknę więc w porywie jakąś witaminkę i pobiegnę...Wyścig trwa! Tempo przyspiesza... coraz więcej pracy, obowiązków, stresów...
Trzeba by było z czegoś zrezygnować... może ze śpiewania w kościele...są młodsi i chętni, i dobrze? Może z pisania do miesięcznika, do szuflady... bo...jak wyżej? A poza tym coraz mniej ludzi czyta, nie tylko artykuły, ale i książki, czego świadectwem są chociażby coraz bardziej spiętrzone pozycje nie wydane...
No, trzeba sobie powiedzieć szczerze, należy się skupić na pracy, przynoszącej wymierne korzyści a nie na jakimś hobby, które tylko mnie cieszy.
Tak generalnie coraz częściej stwierdzam, że nie jestem niezastąpiona. Mogłabym zamilknąć, odejść zupełnie niezauważalnie i pies z kulawą nogą...Świat nie poniósłby straty, bliscy przeżyliby a ja w końcu odpoczęłabym.
A może powinnam poszukać nowych inspiracji, wyzwań? Wspinaczka wysokogórska, skok na bunggi, malowanie graffitti?
Wiem już! Jestem rozczarowana, bo czuję się niedoceniona. Potrzebuję małej zachęty, poklepania po ramieniu, potwierdzenia, że to, co robię jest ważne, potrzebne!
Co tam ja i ja, egotyczka jedna... chyba powinnam się zastanowić komu ostatnio pomogłam, kogo zmotywowałam do wytrwałego biegu, wsparłam,wysłuchałam?
O matko, chyba „włosy drzeć” i spis jakiś zrobić...”pracy wiele a robotników brak”.
No a ja? Mogę tylko cichutko liczyć, że jakaś niezwykła Moc „odnowi moje siły jak u orła”... a satysfakcji i odpocznienia zaznam... po śmierci. I to jest akcent optymistyczny w tej całej opowieści, bo przecież bez zmartwychwstania nasza wiara byłaby bez sensu!


Maraton



Wierzyłam...
druga połowa jabłka będzie słodsza,
a ziemia za wzgórzem płodniejsza.

Marzyłam...
o wolności, wyznaczając własne zasady
niezależności, pragnąc oprzeć się
na męskim ramieniu.

Dążyłam...
do doskonałości i prawdy, spełnienia
wszelkimi dostępnymi środkami.

Zrozumiałam...
nic nie jest takie jak się spodziewałam
sama sobą rozczarowana...

Mimo to...
wciąż powstaję z kolan, powalona
a jednak nie pokonana z nadzieją.