Wydawałoby się, że wychowani w duchu humanistycznych czy chrześcijańskich wartości powinniśmy być pełni współczucia dla słabych, i w ogóle tych "co się źle mają". Nic bardziej mylnego. Współczuć to my możemy.., ale tak bardziej na odległość. Najwygodniej esemesowo, anonimowo. Od razu lepiej się czujemy, 3-4 złote wydane, a już obowiązek spełniony! Gorzej by było, żebyśmy musieli usiąść koło takiego niepełnosprawnego, w autobusie to jeszcze pół biedy, zawsze można odwrócić głowę, bo ja taki wrażliwy jestem i kulturalny i przyglądać się za bardzo nie wypada, tak mamusia uczyła. Gorzej jeśli miałbym z takim kimś zjeść obiad, albo co gorsza nakarmić go? Nie potrafiłbym? A poza tym to widok bardzo nieestetyczny! Albo taki pijak. Szerokim łukiem...a bezrobotny? Pewnie leń! Albo samotna matka, po co taka... albo ... Generalnie kto by przyjął do pracy samotną matkę, kobietę w wieku rozrodczym, albo przedemerytalnym, albo bezrobotnego, który na rozmowę o pracę nie ubrał się według oczekiwanego kodu miejsca pracy?
Nie masz pracy, jesteś słaby w tym co robisz, nie osiągnąłeś sukcesu ani stabilizacji finansowej do pewnego wieku, to już raczej nie osiągniesz. W cenie na rynku pracy są osoby, które już pracę mają. No bo jak robi dobrze, to może dla mnie? A więc generalnie idąc szukać pracy należy mieć albo udawać że się ma dobrze płatną pracę, a tylko chęć przeprowadzki dla zmiany otoczenia spowodowała taakie faneberie.
To tak jak z Ośrodkami Dziennego Pobytu dla niepełnosprawnych. Owszem są, ale terapie zajęciowe, warsztaty aktywizacji zawodowej, czyli miejsca, w których lekko i umiarkowanie niepełnosprawne osoby mogą nauczyć się lepiej funkcjonować społecznie. Nie ma miejsc dla znacznie i głęboko upośledzonych, no oczywiście oprócz "przechowalni" czyli miejsc, w których w dwóch małych pomieszczeniach zamknięto osoby niepełnosprawne ze sprzężonymi niepełnosprawnościami i sobie cicho tam siedzą przez cały boży dzień, przed telewizorem przy zaciągniętych zasłonach. Rodzice niech dziękują Bogu, jeśli jeszcze żyją, że w ogóle mogą pracować, jeśli pracę mają i że ich dziecko ma miejsce, gdzie może przebywać odizolowane od społeczeństwa.
No tak co mi się śni? Jakieś spacery, na wózkach, jakaś terapia codzienna, małe rzeczy, które pozwalaja tym osobom widzieć świat i ludzi nie od święta, ale na codzień? To niemożliwe przy 6-7 osobach przypadających na jednego opiekuna, to zrozumiałe. Za dużo wymagam od rzeczywistości polskiej? Napatrzyłam się w Szwecji, Anglii na niepełnosprawnych w miejscach publicznych i też bym chciała wywalczyć dla nich więcej. Szczególnie w takim mieście jak Gdynia. Bogatym, portowym mieście!
Jest przecież lepiej niż dwadzieścia lat temu, wtedy w ogóle żadnego niepełnosprawnego na ulicach nie było! A krawężniki, powykrzywiane bo powykrzywiane, ale zrobione w miastach dla wózków, a nie było.
No tak piszę sobie, by wyrzucić frustrację spowodowaną, spodziewaną utratą pracy - za późno zaczęłam, bo urodziłam dziecko niepełnosprawne, brakiem miejsca terapii dla mojej już dorosłej niepełnosprawnej córki, w którym mogłaby funkcjonować na swoim poziomie i cieszyć się życiem jej danym, ogólną obojętnością systemu, władz, rodziny, znajomych... Komu mam to powiedzieć, że jestem przerażona przyszłością? Kogo to obchodzi, że powracają myśli samobójcze, nachalne rozwiązanie dylematu odrzucenia społecznego? A teraz stadionów dostatek i można by było zrobić niezłe show!
Na dokładkę wszyscy przyzwyczaili się, że świetnie sobie radzę, jestem dzielna, pracująca, ogarnięta, uśmiechnięta, odpowiednio ubrana i wymyta?
Nie czekam na współczucie hien cmentarnych, które pasą się cudzymi nieszczęściami, by utwierdzić się w dobrym samopoczuciu, że im jest lepiej. Czekam na wspóodczuwanie, w ogóle na współ...
Przypominają mi się słowa pieśni:"słabość jest siłą" i nie wierzę im... świat depcze słabych... wyrzuca ich na margines życia... "Skąd nadejdzie mi pomoc?"... Pomoc moja jest u Boga"...i tylko na to mogę liczyć. Czy liczyli na nią, idący na rzymskie areny na pożarcie lwom pierwsi chrześcijanie? Pewnie czekali na cud, zmartwychwstanie, pomoc z nieba... i umierali z uśmiechem na ustach i pokojem w sercu?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Beato, mimo tego że się różnimy pod wieloma względami to jednak mamy problemy podobne mimo że innego rodzaju a w zasadzie skupia się to tak naprawdę na jednym... Pozyczyłem od współlokatora słuchawki i ratuje się muzyką i śpiewem co jest moja miłością. Tylko to -oprucz Boga- jest w stanie w jakiś sposób zapełnić smutek, żal i poczucie braku bezpieczeństwa i mam nadzieje że Bóg coś zmieni bo oszaleje przez te samotne wieczory.
OdpowiedzUsuńPosłuchaj Kawałka Damiana Maliszewskiego na youtube Niewinni niedoskonali... słuchałem i...
OdpowiedzUsuń