To nic, że bolało...
Teraz nie czujesz nic. Obojętność.
Ból istnienia? Troska o jutro?
Samotność? To tylko etapy.
A że telefon dzwoni,
Ekspres działa na najwyższych obrotach,
Spotkania towarzyskie mniej lub bardziej,
Rodzina pomocna.
A bracia i siostry na wyciągnięcie dłoni...
Nie zagłuszysz pustki.
Nawet jeśli on śpi za ścianą
czy w Twoich ramionach
To nic nie znaczy.
On też zmaga się z życiem,
ze starością, lękiem.
Musisz zmierzyć się ze swoim krzyżem.
Dźwignąć go i włożyć na barki.
To ciężar nie byle jaki.
A potem jeszcze piąć się wzwyż.
Pokonywać kamień po kamieniu.
i żar słońca i pył dróg.
Odrzucenie i zaparcie, oplucie i obojętność.
Do ostatniego tchnienia.
Ojcze, chociaż zwątpiłem tyle razy
i strach ścisnął za gardło,
i polały się rzęsiste łzy,
i krwawy pot....
Ty nigdy mnie nie opuścisz.
Ty codziennie siedzisz przy moim stole.
Patrzysz na mnie z miłością.
Wyrozumiale.
Po prostu Jesteś który Jesteś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz