Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

niedziela, 18 listopada 2012

Ojciec, nie-ojciec


Mężczyzna ciężko westchnął. To, co się działo przekraczało jego możliwość zrozumienia.
Najpierw to światło. Jakby wszystkie gwiazdy rozpaliły się na wieczornym niebie. Miliony gwiazd! Aż na zewnątrz zabudowań stało się jasno jak w dzień! Nawet w środku szopy było jasno! A on, który modlił się na zewnątrz, w czasie, gdy jego żona zmagała się z przypadłością niewieściej natury, nawet przez przymknięte powieki widział, wdzierające się światło! Nadnaturalne!
A później hałas! Dziwny! Dobiegający gdzieś znad pastwisk, leżących nad gościnną szopą... Jakby trąby czy rogi. Ale kto by polował o tej porze, albo jakie to święto obchodzi się nocą? Zresztą on był mężem pobożnym i znał dobrze wszystkie święta w Izraelu.
No i ci ludzie! W szopie aż duszno stało się od zwierzęcych i ludzkich wyziewów. Że zwierzęcych – nic dziwnego, w końcu osły, krowy, a nawet owce, zgonione nie wiadomo czemu przez niektórych pasterzy z hal, zawsze nocą przebywają w szopie. Gorzej z ludźmi.
To, że oni, zmuszeni byli przybyć na wielki spis i nie mieli się gdzie zatrzymać, bo wszystkie zajazdy i przydrożne karczmy pękały w szwach, a w stanie Marii woleli schować się w szopie niż nocować pod gołym niebem na polu, to nic dziwnego, w końcu czas porodu nadszedł. Ale że pasterze, zgoniwszy owce, pochylali teraz swe barczyste sylwetki nad nowo narodzonym, no i ci obcy przybysze w kolorowych szatach, to dziw nad dziwy!
Nikt nie powinien do czasu oczyszczenia.... chyba że w drodze...no, nic nie działo się według zwyczajów; daleko od rodziny, matki, babki, w szopie, wśród bydła i obcych ludzi...
Józef ponownie ciężko westchnął. Ostatnio musiał zmierzyć się z wieloma dziwnymi zjawiskami.
Najpierw sen, z jaśniejącą postacią w tle, która mówiła nie poruszając ustami, a jej głos przenikał całe jestestwo mężczyzny i wnikał wprost do serca, duszy...Sen nadszedł, gdy on zdecydował się już odejść, by nie okryć Marii niesławą. No właśnie, świetlista postać zapewniła, że jego młoda narzeczona nadal jest niewinna, choć w odmiennym stanie, i że on ma obowiązek ją przyjąć, wbrew okolicznościom jako swoją żonę. Trudno było to zrozumieć, ale Józef czuł, że chociaż on - prosty cieśla, nie ogarnia tych wydarzeń rozumem, to tak ma być, a wszystko co usłyszał jest prawdą.
I teraz został ojcem-nie ojcem! Józef westchnął po raz trzeci. Ci obcy, klęczący przed małym dzieciątkiem jak przed jakimś królem! Nawet dary przywieźli małemu: mirrę, kadzidło i złoto! Cenne dary! Jak dla dziedzica królewskiego rodu!
A on, co może podarować małemu? Już wie! Najlepszą opiekę dla matki i syna. No i wychowanie! Tak, wychowa go na bogobojnego, prawowitego syna Izraela, i... sumiennego cieślę, oczywiście – pomyślał Józef, westchnąwszy z ulgą, pochylając się nad niemowlęciem, które cicho zakwiliło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz