Ostatnio próbowałam przypomnieć sobie historię biblijnych dłużników. Nie dlatego, że jestem obciążona jakimiś długami, kredytami, czy zaległymi świadczeniami, ale ze względu na łaskę.
Otóż w tej nowotestamentowej historii, dobry pan, anulował wielki dług swojemu dłużnikowi dziesięć tysięcy talentów, które możemy porównać do dziesięciu tysięcy złotych. Karą dla niewypłacalnego dłużnika miało być sprzedanie go wraz z żoną i dziećmi oraz całym jego dobytkiem.
Współcześnie nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, by ktoś mógł odebrać nam wolność. No, może więzienie dla niewypłacalnych bankrutów, malwersantów wielkiego kalibru, ale przecież w dobie spłat ratalnych, kumulacji spłat, procentów, itp. taka kara uwięzienia za długi kojarzy nam się raczej z patologią społeczną, takim dajmy na to ojcem alkoholikiem uchylającym się od pracy i od płacenia alimentów na trójkę dzieci, za co w końcu, ku zadowoleniu funduszu alimentacyjnego może trafić do więzienia.
Drugą osoba dramatu staje się dłużnik dłużnika, któremu pan darował owe dziesięć tysięcy a tym samym nie odebrał wolności paru osobom i nie sprzedał całego dobytku. Te jegomość jest winny sto denarów. Porównajmy je wobec tego do stu złotych. Za owe sto złotych,, nasz dopiero co ułaskawiony winowajca, chwycił go i zaczął dusić, a w końcu wtrącił go do więzienia.
W tej historii jest więc dwóch dłużników, przerażonych, bojących się konsekwencji, błagających swych wierzycieli o łaskę i prolongatę zadłużenia, ale dwa różne rozwiązania. Pierwszy z nich pierwotnie ją otrzymuje, drugi – nie.
Gdzie tu sprawiedliwość?! – chciałoby się zawołać z oburzeniem. I tu właśnie jest problem. Bo sprawiedliwości na tym świecie nie ma i wszyscy dobrze wiedzą, że możnym tego świata więcej można niż biedakom i osobom niewiele znaczącym. Możemy się buntować przeciwko takiemu stanowi rzeczy, ale przy najlepszych chęciach nigdy nie będzie równości i sprawiedliwości, chociaż byśmy wymyślili jakiś zupełnie nowy twór polityczny, głoszący ”równość, wolność i braterstwo”, doświadczenie i historia ukazują nam fiasko najszczytniejszych idei w obliczu ludzkiej grzesznej natury.
Chociaż byśmy tę historię przenieśli na sferę talentów nie monetarnych, ale cech charakteru, tego ubogacenia indywidualnej jednostki ludzkiej w pewne wybitne zdolności: artystyczne, polityczne, społeczne czy jakiekolwiek inne i tu zauważymy, że wcale ci najzdolniejsi nie odnosili za swoich czasów sukcesów ani nie pławili się w glorii powszechnego poklasku. Często karierę robią mierne talenty, mające więcej zalet managerskich niż jakichkolwiek innych. Dla mnie w historii literatury czy malarstwa jest wiele takich przykładów, chociażby mój ulubiony Norwid…
Historia o dwóch dłużnikach kończy się jednak jakimś happy endem. Oto uniesiony gniewem pan , ten który był miłosierny i darował pierwotnie tak olbrzymia sumę swojemu dłużnikowi, kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Uczynił tak, gdy dowiedział się, że ułaskawiony sam nie był nic a nic łaskawy.
A więc jakaś sprawiedliwość zaistniała, obaj dłużnicy podlegli karze.
Jednak czy my pożądamy takiej sprawiedliwości? Pewnie dla Kowalskiego, który bija i pija żonę, tak, ale dla siebie… nie! Oczywiście, bo ja nie grzeszę w tak widoczny sposób, tylko w inny… bardziej ukryty, mniej widoczny, świadomy, naganny… po prostu mam mniejszy dług! Ale nadal oczekuję łaski!
Cóż więc, mogę sobie cytować Norwida,
Źle, źle zawsze i wszędzie,
Ta nic czarna się przędzie,
Ona za mną, przede mną i przy mnie.
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu.
Ona w myśli, modlitwie i w hymnie.
ubolewając nad istotą ludzkiego bytowania, nad cierpieniem i zmaganiem ze sobą samą, ale świadoma odwiecznej konstrukcji świata i natury ludzkiej, równocześnie błagać o łaskę i dziękować za tę, którą już otrzymałam, nie porównywać się do nikogo, i bohatersko oczekiwać… Pana!
czwartek, 19 kwietnia 2012
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Pisane na Szkoleniu Metodycznym
Zabieg kosmetyczny
Korekta uśmiechu natychmiast konieczna.
Szukam sprawnego specjalisty,
nie od podciągania skóry,
przykrawania zmarszczek,
czy podnoszenia powiek,
lecz
od pozbawienia na stałe
tego wyrazu goryczy
w kąciku ust na dole,
od ustalenia i usunięcia
raz na zawsze przyczyn
pogłębiania się tej rysy
na gładkim obliczu życiorysu.
Przy okazji chciałabym wypełnić
tę lwią zmarszczkę na czole.
Nie botoxem czy restilanem,
czy jakimś innym świństwem,
ale myślą głęboką i twórczą,
pogodną i podnoszącą na duchu
nie tylko mnie...
Niezmąconego lustra czoła
czy maski oblicza nie wymagam.
Pożądam oczu, będących zwierciadłem duszy,
nie spuszczonych niczym zasłony milczenia
na brak Ducha...
Pomocy Mistrza łaknę!
Poezja rzeczy zwykłych
Taka dajmy na to pierzyna
nagrzana od snu.
Poduszka ze śladem
odciśniętego policzka,
prześcieradło niczym mapa
pławnych ruchów wzdłuż i wszerz.
Takie garnki srebrne od światła
stojące rzędem niczym żołnierze
na musztrze kuchni.
Czekają na ogień,
dłoń mieszającą spiesznie
pachnące smaki domowników.
Takie buty na wycieraczce
ze śladami spacerów w podeszwie,
z otarciami na palcach
od kopania kamyków po drodze,
chodzenia na palcach ku słońcu,
podskakiwania...
Takie nic, materialne
podlegające zniszczeniu, korozji,
upływowi lat po prostu.
Cenne, bo osobowe,
przypisane uczuciom,
ulotnym chwilom
ważniejszym niż sam przedmiot.
Wypełnionym poezją jak muzyką.
Tym brzękaniem, szurganiem,
strzepywaniem, bulgotaniem,
życiem rzeczy zwykłych.
Skąd bierze się poezja?
Poezja rodzi się jak szare myszki
nie przewidywalnie
w równie szarych zwojach
pomiędzy szóstym a siódmym
kręgiem bezmyśli.
Wysypuje się jak piasek z korca
jak z rękawa magiczne króliki
albo z cylindra,
nie przymierzając łupież...
Po co zapisywać te czarne mrówki znaków
świadectwo zgrabnego doboru słów,
metaforycznych znaczeń,
popularnych sloganów.
Czemu służy żonglerka na czubku
języka i myśli?
Może uświadamia stan rzeczy:
reguluje uczucia
jak wodę w rzece zapora,
uściśla zakres działań
jak gumka w majtkach,
nadaje sens oddychaniu
jako globalnemu współuczestniczeniu
w bycie świata,
co z prochu...
Przepisy
Pół kilograma chęci przeżycia,
wzmocnionych dziesięcioma kroplami
motywacji do bycia szczęśliwym
przefiltrować przez gęste sito
Słów, mówiących o naśladownictwie.
Sześć sztuk chętnych dłoni,
samo rozmnażających się w razie potrzeby,
do przecierania humorów na papkę przebaczenia.
Siedem uncji uśmiechu
w smaku przypominających
wyśmienity rum radości
na lodach nie wymuszonego chichotu.
Do tego domieszać
ubitą pianę przyjaźni i życzliwych słów.
Zamieszać i upiec w piecu serca.
Podawać na tacy wyciągniętych ramion.
Smakować z rozwagą.
Korekta uśmiechu natychmiast konieczna.
Szukam sprawnego specjalisty,
nie od podciągania skóry,
przykrawania zmarszczek,
czy podnoszenia powiek,
lecz
od pozbawienia na stałe
tego wyrazu goryczy
w kąciku ust na dole,
od ustalenia i usunięcia
raz na zawsze przyczyn
pogłębiania się tej rysy
na gładkim obliczu życiorysu.
Przy okazji chciałabym wypełnić
tę lwią zmarszczkę na czole.
Nie botoxem czy restilanem,
czy jakimś innym świństwem,
ale myślą głęboką i twórczą,
pogodną i podnoszącą na duchu
nie tylko mnie...
Niezmąconego lustra czoła
czy maski oblicza nie wymagam.
Pożądam oczu, będących zwierciadłem duszy,
nie spuszczonych niczym zasłony milczenia
na brak Ducha...
Pomocy Mistrza łaknę!
Poezja rzeczy zwykłych
Taka dajmy na to pierzyna
nagrzana od snu.
Poduszka ze śladem
odciśniętego policzka,
prześcieradło niczym mapa
pławnych ruchów wzdłuż i wszerz.
Takie garnki srebrne od światła
stojące rzędem niczym żołnierze
na musztrze kuchni.
Czekają na ogień,
dłoń mieszającą spiesznie
pachnące smaki domowników.
Takie buty na wycieraczce
ze śladami spacerów w podeszwie,
z otarciami na palcach
od kopania kamyków po drodze,
chodzenia na palcach ku słońcu,
podskakiwania...
Takie nic, materialne
podlegające zniszczeniu, korozji,
upływowi lat po prostu.
Cenne, bo osobowe,
przypisane uczuciom,
ulotnym chwilom
ważniejszym niż sam przedmiot.
Wypełnionym poezją jak muzyką.
Tym brzękaniem, szurganiem,
strzepywaniem, bulgotaniem,
życiem rzeczy zwykłych.
Skąd bierze się poezja?
Poezja rodzi się jak szare myszki
nie przewidywalnie
w równie szarych zwojach
pomiędzy szóstym a siódmym
kręgiem bezmyśli.
Wysypuje się jak piasek z korca
jak z rękawa magiczne króliki
albo z cylindra,
nie przymierzając łupież...
Po co zapisywać te czarne mrówki znaków
świadectwo zgrabnego doboru słów,
metaforycznych znaczeń,
popularnych sloganów.
Czemu służy żonglerka na czubku
języka i myśli?
Może uświadamia stan rzeczy:
reguluje uczucia
jak wodę w rzece zapora,
uściśla zakres działań
jak gumka w majtkach,
nadaje sens oddychaniu
jako globalnemu współuczestniczeniu
w bycie świata,
co z prochu...
Przepisy
Pół kilograma chęci przeżycia,
wzmocnionych dziesięcioma kroplami
motywacji do bycia szczęśliwym
przefiltrować przez gęste sito
Słów, mówiących o naśladownictwie.
Sześć sztuk chętnych dłoni,
samo rozmnażających się w razie potrzeby,
do przecierania humorów na papkę przebaczenia.
Siedem uncji uśmiechu
w smaku przypominających
wyśmienity rum radości
na lodach nie wymuszonego chichotu.
Do tego domieszać
ubitą pianę przyjaźni i życzliwych słów.
Zamieszać i upiec w piecu serca.
Podawać na tacy wyciągniętych ramion.
Smakować z rozwagą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)