Taki staruszek, na ten przykład, to ma rajskie życie już na ziemskim padole.
Do pracy iść nie musi.., bo rentę ma albo i emeryturę!
Przy tych pieniądzach za bardzo nie podskoczy ( chyba że jest staruszkiem z fortuną-milionerem, no ale wtedy nigdy staruszkiem nie będzie, najwyżej starszym panem, obleganym przez młodsze roczniki damskie, dajmy na to!).
Ale jak taki staruszek ze średnią krajową chce podskoczyć, to przecież może dorobić! Ma prawo nawet zawiesić swoją emeryturę i dołączyć do grona pracujących w pocie czoła na chleb swój powszedni. I dobrze! Po co staruszek ma całkiem w demencję popaść siedząc w domu? Lepiej niech pracuje, przynajmniej będzie miał z czego wspomagać młodsze a co za tym idzie, słabsze i mniej zaradne, bo ze słabszego materiału zrobione, pokolenie dzieci i wnuków. Co do wnuków to zazwyczaj dziarskie staruszki rodzaju żeńskiego mają zapewniony dożywotni etat, wprawdzie marnie lub wcale niepłatny, za to jakże szlachetny i również nie pozwalający myśleć na emeryturze o głupotach!
No, bo co by takie staruszki na tej emeryturze mogły robić?!
Na wycieczkę zagraniczną toto nie ma pieniędzy, na krajową też nie za bardzo, chyba że załapie się do sanatorium, ale tam zamiast dziarskich staruszków, jakie takie schorowane emeryctwo raczej.
Na dancing to nie pójdzie, bo po pierwsze ich nie ma, a jak nawet jaki atawistyczny twór dla dinozaurów się ostał, to takiego staruszka na dyskotece dym papierosowy dusi, po alkoholu mu ciśnienie skacze a do tańca nie za bardzo się rwie, bo go w kolanach strzyka.
Oczywiście dziarscy mogą sobie zagrać w brydżyka w domku, pod warunkiem, że skleroza pozwoli im zapamiętać karty schodzące i kolejność licytacji. No jak pamięć zawiedzie, można zawsze zrzucić jeszcze na wzrok, który gwałtownie osłabł lub na niedobory słuchu, przez które nie usłyszeliśmy wyjścia partnera. Wyjścia, któremu towarzyszyło trzaśnięcie drzwiami.
Mogliby rzucić się w wir życia towarzyskiego, na które dotąd brakowało czasu. Jednak coraz bardziej przerzedzające się szeregi znajomych, z racji zawsze przedwczesnego zejścia, uniemożliwiają im realizację i tego planu.
Może więc w końcu zaczną hołdować swoim hobby? Ale i tu mogą ich spotkać rozmaite przeciwności, jak na przykład wspomniane strzykanie w kolanach czy krzyżu, obrzydzające ulubiona dotąd jazdę na rowerze, grę w tenisa czy wspinaczkę górską, nie wspominając o trudnościach w nabiciu robaka na haczyk, ustrzeleniu kaczuszki czy znalezieniu grzyba.
Cóż więc za rozrywki czekają nas, którzy prostą drogą podążamy do zamienienia się w dziarskich staruszków, prócz pracy, bawienia wnuków, chodzenia do lekarza i Kościoła? Te dwie ostatnie kategorie rozrywki zapewniają przepełnienie w przychodniach i kwitnące tam towarzyskie życie a nawet flirty lub poczucie wyższości nad bezbożnym tłumem (do którego tak niedawno należeliśmy), oddającym się innym poza religijnym rozrywkom).
Nie, nie, zakrzykniemy! Od dziarskich dzielą nas lata... świetlne, a jak już to będę... pisać książki! O ile Niemiec na A. pozwoli. Zapiszę się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, albo odłożę taką kasę i... A może po prostu nie dożyję tych dni, o których Biblia mówi,bodajże w Przypowieściach Salomona, że "nie spodobają mi się". Ja temu wierzę, bo rozglądam się bacznie wkoło i już to czuję... w kościach!
poniedziałek, 25 października 2010
niedziela, 17 października 2010
Ze śmiercią tak nie do twarzy...
To jakiś cytat nie pamiętam skąd...film jaki pewnie. A tu zbliża się 1 listopada i znowu ta cała szopka Za duszna. Nie, nie ja wiem piękna polska tradycja kwiaty, znicze, no i nasi drodzy zmarli.... W gruncie rzeczy nie mam nic przeciwko, tylko martwi mnie, jak zwykle kwintesencja sprawy. "Diabeł tkwi w szczegółach" - znowu jaki cytat i znowu nie wiem skąd. Tym szczegółem jest nasz stosunek, nie, lepszym i bardziej jednoznacznym słowem będzie r e l a c j a do naszych drogich zmarłych, zanim zmarłymi po prostu zostali. Wszyscy znamy kawał, mówiący o tym, że dobry mąż to martwy mąż. Dlaczego? Bo pokażcie mi wdowę, która po śmierci męża będzie wspominać, że pił, bił i zdradzał ją przez całe tak zwane szczęśliwe pożycie? "To może dobry człowiek był"?! To znowu cytat z kawału o dwóch staruszkach jednej przygłuchej. Ale traktujących o innych przymiotach mężowskich. A wracając do zmarłych, których zapewniam mam pod dostatkiem, bo sierotka od dłuższego czasu już jestem, to nie zastanawiam się przynajmniej, co jeszcze dobrego dla nich mogłam zrobić ZA ICH ŻYCIA. "To się już nie wrati" na tym wiecie przynajmniej. Dlatego tak ważne są słowa "spieszmy kochać, bo ludzie zbyt szybko odchodzą".
Wspominam wspaniałą kobietę lekarza, która chorowała na raka. Chciałam jej kupić, gdy szłam w odwiedziny pęk białych róż. Bałam się, żeby nie myślała, że przedgrobne są, zamiast cieszyć się ich urodą. Druga moja przyjaciółka, walcząca z tą samą chorobą, tak własnie odczytała bukiet przesłany jej przez męża. Dlaczego? Bo to był jego pierwszy i zapewne ostatni bukiet. Kiedy napisałam w swoim wierszu "kwiaty dawaj żywym, później za późno nawet na żal". Podtrzymuję! Nie chcę słów wypowiadanych na moim grobie na temat jakim to ja byłam szlachetnym człowiekiem, dobrym i w ogóle bez wad, bo to będzie nieprawda...Chcę być kochana i szanowana dzisiaj... by za mną tęskniono i chciano ze mną przebywać, bym mogła cieszyć się gronem przyjaciół i sympatią otoczenia ( co w stylu Kochanowskiego teraz), i chcę dostawać kwiaty... bez okazji, teraz!
Za dużo chcę?! Trudno! Nie pragnę bowiem ani wieńców kwiatów na grobie ani uznania po śmierci. Bo moi kochani, w NIEBIE to ja będę miała wszystkiego w bród! A przede wszystkim nigdy nie będę pragnąć, bo będę nasycona! Ale to tak na marginesie w kwestii miłości, na ten przykład...I jeszcze jedno... nie chcę, żeby kto mnie oglądał po śmierci... bo przecież moja zewnętrzna powłoka, truchło bez duszy nie będzie mną... a ze śmiercią tak nie do twarzy!
Wspominam wspaniałą kobietę lekarza, która chorowała na raka. Chciałam jej kupić, gdy szłam w odwiedziny pęk białych róż. Bałam się, żeby nie myślała, że przedgrobne są, zamiast cieszyć się ich urodą. Druga moja przyjaciółka, walcząca z tą samą chorobą, tak własnie odczytała bukiet przesłany jej przez męża. Dlaczego? Bo to był jego pierwszy i zapewne ostatni bukiet. Kiedy napisałam w swoim wierszu "kwiaty dawaj żywym, później za późno nawet na żal". Podtrzymuję! Nie chcę słów wypowiadanych na moim grobie na temat jakim to ja byłam szlachetnym człowiekiem, dobrym i w ogóle bez wad, bo to będzie nieprawda...Chcę być kochana i szanowana dzisiaj... by za mną tęskniono i chciano ze mną przebywać, bym mogła cieszyć się gronem przyjaciół i sympatią otoczenia ( co w stylu Kochanowskiego teraz), i chcę dostawać kwiaty... bez okazji, teraz!
Za dużo chcę?! Trudno! Nie pragnę bowiem ani wieńców kwiatów na grobie ani uznania po śmierci. Bo moi kochani, w NIEBIE to ja będę miała wszystkiego w bród! A przede wszystkim nigdy nie będę pragnąć, bo będę nasycona! Ale to tak na marginesie w kwestii miłości, na ten przykład...I jeszcze jedno... nie chcę, żeby kto mnie oglądał po śmierci... bo przecież moja zewnętrzna powłoka, truchło bez duszy nie będzie mną... a ze śmiercią tak nie do twarzy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)