Ósmy
dzień
I
nastąpił poranek
dzień
ósmy.
Nic
nie było jak na początku
doskonałe.
Miasto
z betonu zasłoniło Niebo
a
latarnie i neony odebrały blask
gwiazdom,
księżycowi i słońcu.
Szum
maszyn wszelakiego rodzaju
zagłuszył
szmer strumyka
i
szelest wiatru, i śpiew ptaków niebieskich…
Zwierzęta
stały się karmą
nie
braćmi…
Nawet
kamienie rozbite w pył i proch
nie
mogły swobodnie wzdychać,
oczekując
Pana.
Człowiek
czynił
sobie poddanymi inne planety,
poszukując
Tego,
co
na wyciągnięcie ręki.
Podarunek
Dałeś
mi skórę tak cienką,
że
palą mnie nieżyczliwe spojrzenia.
Dałeś
mi doskonały słuch -
wyczuwam
nieszczerość nawet w ćwierćtonach.
Dałeś
mi ostrość spojrzenia,
rozkosz
smakowania piękna,
obawę
przed brzydotą serc i myśli.
Dałeś
sprawne członki,
dzięki
którym mogę zajść daleko
byleby
nie zejść z wąskiej ścieżki.
Dałeś
najlepsze z ciał, bo
lepszego
nikt nie ulepi ani z gliny,
ani
chromosomów. Moje.
Dałeś
czas i miejsce. W sam raz.
Tchnąłeś
ducha, obdarzyłeś sumieniem
nad
inne tkliwszym.
Nieśmiertelną
duszę
ulotną
jak dym.
Wolność
wyboru nie marionetki
chowanej
do wora po skończonym przedstawieniu.
Obdarowałeś
mnie
zaiste
W
S P A N I A L E !
Rozmowa
o Śmierci
I
co cię tak dziwi,
że
o śmierci mówię tak lekko,
bez
zadęcia,
niczym
o dawno znanym przyjacielu?
No
cóż, wielokrotnie otarłam się
o
jej cień i widziałam
różne
jej oblicza.
To
przerażające
z
grymasem bezsiły czy bezrozumu
lub
co gorsza szaleństwa.
I
to łagodne,
gdy
przychodzi na palcach,
by
nie zbudzić śpiącego.
I
jeszcze...to gwałtowne
co
niczym wichura
ścina
niespodziewanie
młode
i
stare dęby
i
brzezinę zarazem…
Wiem,
nie mogę wybierać.
Od
nagłej i niespodziewanej
się
nie bronię.
Tylko
nie chcę być nikomu
kłodą
i zawadą i ciężarem.
Chcę
być błogosławioną,
która jak
w tańcu
przechodzi
z
jednego brzegu
na
drugi nieznany,
z
oczekiwaniem i tęsknotą w sercu,
z
duszą tak lekką
obmytą
w krwi Jezusa,
z
uśmiechem radości,
z
dziękczynieniem,
klaszcząc
w dłonie,
ze
śpiewem,
przekracza
bramy
niebios
i
spotyka Ojca
twarzą
w twarz….