Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Ojciec nie – ojciec



Mężczyzna rozglądał się nerwowo. Wielki tłum falował niczym rozszalałe morze. Tak, morze głów, błyszczących w słońcu, odbijających promienie od białych zawojów, tak białych i poruszających się jak grzbiety fal czy od lśniących szyszaków i zbrój żołnierzy. Odgłosy wydawane przez przybywających na Święto Paschy do Jerozolimy też przypominały ryk wód, przybój morskich odmętów, szum bryzy. To zmieszane języki przybyszów: hebrajski, aramejski, grecki, arabski, i nie wiadomo jaki jeszcze.
Maria płakała bezgłośnie. Po trzech dniach poszukiwań, w czasie których miotała się od człowieka do człowieka, popychana i odprawiana z niczym, gdy pytała o swojego zagubionego synka, osłabła z wielkiego strachu i głodu, zachrypła z pragnienia a w końcu zakryła twarz rąbkiem szala, by oddać się rozpaczy.
Józef nie umiał jej pocieszyć, zostawił ją więc w którejś z bocznych uliczek, biegnących ku świątyni i jeszcze raz zaczął przeglądać kolejno przyświątynne stragany i zaułki, zakamarki i rozłożone tuż na ziemi stoiska kupieckie, place i placyki. Zachodził pod kolorowe daszki perskich sprzedawców dywanów i arabskich pachnideł, handlarzy synogarlic i zwierząt ofiarnych, mlecznych kóz, śnieżnych baranków, białego bydła rogatego i jucznych wielbłądów, żujących beznamiętnie swój pokarm. Rozpytywał handlarzy łakoci, mieniących się stu barwnie materiałów i szat, i mosiężnych ozdób i garnków, i glinianych dzbanów, złotników i celników, pobierających myto na rogatkach. Pytał nawet brzuchatych właścicieli kantorskich stołów, wymieniających talenty i rupie, dukaty i talary, i inne nie znane mu brzęczące monety z różnych stron świata.
Nigdzie jednak nikt nie mógł mu wskazać miejsca pobytu dwunastoletniego chłopca. Tym bardziej, że tak wielu ich przybyło do miasta z całymi rodzinami. A ten nie wyróżniał się niczym ani wzrostem, ani urodą, ani strojem, więc nic dziwnego, że nikt go nie zapamiętał. Przepadł jak kamień w wodę po prostu!
Józef z obawą myślał o powrocie do Marii. Jak powiedzieć matce, że nie zobaczy już nigdy swojego pierworodnego syna? Choćby miała innych synów, strata jednego zawsze jest ciosem w samo serce, jakby odcięciem wskazującego palca u dłoni, ba całej prawej ręki.
Mężczyzna postanowił ostatecznie wejść do świątyni, by w tłumie rozmodlonych współwyznawców wypowiedzieć hiobowe wyznanie wiary:”Pan dał, Pan wziął, niech będzie błogosławione Jego imię!”, gdy nagle...na jednym z wewnętrznych dziedzińców zobaczył go.
Jezus stał w gronie uczonych mężów i dyskutował z nimi gorąco. Wymachiwał rękoma, kierując ku górze dłonie, podnosił rozjaśniony radością i entuzjazmem wzrok ku niebu.
Józef był rozgniewany, bardzo rozgniewany. Podszedł do chłopca i chwycił go za rękę, każąc mu natychmiast iść za sobą.
Jezus ze zdziwieniem spojrzał mu w zasmuconą, pokrytą zmarszczkami twarz. Józef zaś czynił mu wyrzuty, opowiadając jak to swoim zniknięciem chłopiec przeraził matkę, zasmucił rodzinę.
-- Czy nie wiecie, że muszę czynić wolę Ojca? - zapytał Jezus, budząc w Józefie przekonanie, że nie rozumie syna Marii i jego drogi.