Blog Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej

poezja i proza życia

sobota, 14 lipca 2012

Mowa jest srebrem a milczenie złotem

To przysłowie dosłownie łazi za mną ostatnio. Z wielu względów. Bo samo w swej istocie, moim zdaniem, miało piętnować bezmyślne gadulstwo a doceniać mądre milczenie czyli nie zabieranie głosu w sprawach nam obcych.
Przypomina mi się moja babcia, która de facto ukończyła cztery lata wiejskiej szkółki, ale była oczytana i prezentowała się niczym prawdziwa przedwojenna dama. Na raucie wśród znakomitości: mecenasów, rektorów, doktorów a nawet jednego ministra zyskała sławę niezwykle wykształconej i eleganckiej pani z przedwojennym co najmniej średnim wykształceniem, właśnie dlatego, że umiała słuchać i milczeć w odpowiednim momencie.
A jak jest dzisiaj? Starszych dam nie ma przede wszystkim. To jak w tym dowcipie: są najpierw młode ( lub piękne) kobiety, potem...młode kobiety, a na końcu... młode kobiety. O niewiastach, białogłowych... w ogóle trzeba zapomnieć. Tych biblijnych, które to cicho bez jednego słowa potrafią stać się świadectwem bogobojnego życia też ... śladowa ilość.
A młodzi? Młodzi są głośni, szczególnie na ulicach wielkich miast. Porozumiewają się skrótami i przerywnikami. Niewiele w tym treści. Ich świat kręci się wokół konsumpcji, w szeroko pojętym rozumieniu.
Gdzież są więc mędrcy tej epoki? Może to naukowcy, politycy, filozofowie? Może, ale kto by ich tam słuchał. Słuchanie bowiem wymaga czasu i chęci skupienia rozbieganych myśli. Co gorsza refleksji, a czasem nawet zmian. Mogłabym osobiście wymienić parę autorytetów, które mnie fascynują, ale po co?
Chciałam napisać o czymś innym. O braku szeroko pojętej wymiany myśli i uczuć pomiędzy osobami, domownikami, współpracownikami. Nie zasiadamy razem do stołu,nie jadamy razem posiłków, nie wymieniamy codziennych spostrzeżeń. A jeśli nawet to w tle coraz częściej pojawia się wszechwładny zagłuszacz- telewizor. Nawet w niedzielę coraz częściej zamiast przyjaznej rozmowy szybko kończymy rodzinny posiłek, by chyżo pobiec do komputera, i-poda czy innego najbliższego spędzacza czasu.
Potem dziwimy się. Dlaczego ludzie nie przekazali sobie ważnych informacji. Nie powiedzieli o rozterkach, wahaniach, uczuciach i myślach. Rozstają się, nie mogą dogadać, nawet za pomocą osób trzecich: mediatorów, psychologów, psychoterapeutów.
Dzieci nie mówią już „dzień dobry” wchodząc do pomieszczenia, sklepu, windy, spotykając nauczycieli, sąsiadów czy ciocię na ulicy. Po co?! Poza tym nikt im nie powiedział, że tak należy. Rodzice są zbyt zmęczeni, by tłumaczyć normy zachowania, które młode pokolenie uznaje w końcu za przestarzałe konwenanse, niepotrzebne w krainie pośpiechu.
Przestajemy mówić nawet o tym, co najważniejsze...o Bogu. Jakoś tak wstyd i głupio. Bo jeszcze o religii czasami można popolemizować, ale o Bogu?! Obnażać swoje uczucia, opowiadać o doświadczeniach, o zmianach... czysty ekshibicjonizm! W końcu od tego jest ksiądz czy pastor, za to im płacą. A my, nawet jak pójdziemy do kościoła, to śpiewać nam się nie chce, bo co my Carruso czy co, zresztą grupa uwielbieniowa niech się produkuje, modlić też nie za bardzo, no chyba że tą samą od 15 lat ułożoną po nawróceniu modlitwą-paciorkiem.
Głosić Dobrą Nowinę też niemodnie. Ja tam do czego innego zostałem powołany, powołana... Dokąd dążymy w milczeniu? Co będziemy mieli na swoją obronę? Panie Boże ja tak za bardzo się nie wychylałem, bo... wstyd?! Prawdę mówić wstyd. Lepiej nieprawdę, niepełną prawdę, czyli... kłamstwo. O sobie samym, o świecie nas otaczającym, o przyszłości.
I w tym kontekście absolutnie nie wierzę w stare przysłowie, a ty?