Ostatnio przeglądam a właściwie przesłuchuję youtubowe kolędy. Przeglądam słowa, przesłuchuję muzykę. Zastanawiam się nad tymi polskimi, najbardziej popularnymi i nie tylko...
Karp, choinka, opłatek, rodzina przy stole zebrana... Okazuje się, że wiele z nich mówi o nas, o naszej polskiej tradycji. Współczesne kolędy mówią o nas, o naszych potrzebach i tęsknotą za uczuciami.
Tylko niektóre, te stare nawiązują do wydarzeń w Betlejem. Do faktu narodzenia Zbawiciela świata jako małego dziecka i wydarzeń temu faktowi towarzyszących: gwiazdki, która pojawiła się niespodziewanie na niebie, chóru aniołów zstępujących z nieba, zaintrygowanych pasterzy, porzucających stada, by podążyć za światłem, trzech królów, zmierzających z różnych stron świata w poszukiwaniu króla, którego zapowiedziały znaki na niebie i ziemi...
Przypominają mi się moje artykuły popełnione z racji zbliżających się kolejnych świąt... Zawsze odnajdowano w nich jakiś zgrzyt, niegodny jakoby tej chwili. A to ten wyjątkowy dzień opisałam z perspektywy bezdomnego, dziecka alkoholików czy samotnej, opuszczonej przez rodzinę sąsiadki, a to znowu w wierszu o narodzeniu zwiastowałam nadchodzącą śmierć i nieuniknione cierpienie małego Jezuska, rozdarcie jego matki Marii.
Jak można w taki dzień radosny, gdy wszyscy zatrzymają się w biegu, by odwiedzić rodzinę, przypominać niezbyt miłe wydarzenia, do których jeszcze tak daleko, które nas może ... ominą?
Często pochłonięci konsumpcją życia i pogonią za szczęściem, oglądaniem celuloidowych wytworów kultury masowej: niekończących się seriali z happy-endem, zapominamy o realiach.
Znacznie lepiej pamiętali o niej średniowieczni ludzie. Żyli w końcu dziesiątkowani przez choroby, straszeni z ambon piekłem, które jest tuż, tuż, ociekali pokutną krwią biczowników i wojen krzyżowych...
My ludzie współcześni odsuwamy cierpienie jako dowód klęski naszego życia, porażkę. Lubimy zdrobnienia: Jezusek, szopeczka, dzieciąteczko... obruseczek, opłateczek... itd. Byle dalej od prawdy, od życia tak nierozerwalnie związanego z tymi wszystkimi nieprzyjemnościami, których pragniemy za wszelką cenę uniknąć.
Popatrzmy na reklamy świąt. Idealna rodzina zasiada przed designeirską choinką, zajada z idealnie nakrytego kolorystycznie ( pod kolor wystroju choinki i strojów zebranych) stołu jakieś cudownie dietetyczne i wykwintne potrawy ( chyba że jest to reklama środków na przeczyszczenie, wówczas potrawy są wysokokaloryczne). Następnie rozpakowuje z uśmiechem olbrzymie pudła..
Gdzie w tym obrazku jest miejsce dla Jezusa?! Może tylko na pocztówce, osypanej sztucznym śniegiem, żeby następne pokolenie nie zapomniało co to... śnieg.
To co, może by tak napisać nową kolędę? Z hasłami propagandowymi: Pamiętajmy o Jezusie! Na co dzień! Wspominajmy jego życie i jego śmierć! Pamiętajmy że umrzemy! I o zmartwychwstaniu!
Tylko czy tego chcemy? Czy tak naprawdę zależy nam na wspominaniu osoby, która urodziła się dwa tysiące lat temu czy raczej na dobrym świątecznym samopoczuciu, dla którego niezbędnym są dekoracje i rekwizyty zamiast na przykład pokuty i pojednania.
Ja kocham teatr a Ty?
P.S. Czytelnikom bloga dedykuję z najlepszymi życzeniami z okazji dni obchodzenia pamiątki narodzin Zbawiciela poniższą autorską parafrazę znanej amerykańskiej kolędy.
White christmas czyli polska wersja białych świątI
Ach, marzę o tak śnieżnych świętach
jak czyste są dzieciństwa dni
i o tym, by w tych dniach pamiętać,
że wkrótce spełnią się me sny....
II
Ach, wierzę, że się wnet spotkamy
bez bólu, łez, cierpienia chwil
Tam Jezusa twarzą w twarz poznamy
gdy przejdę życia tysiąc mil....
lub
Ach, wierzę, że się wnet spotkamy
zaścieli biały obrus stół
po jasnych oczach rozpoznani
bo czyste serca damy MU
III
Ach, marzą mi się białe święta
jak lśniące białe skrzydła dwa
w chórze Aniołów stanę uśmiechnięta
a ON mi wieniec chwały da!!!!
czwartek, 24 listopada 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)