Ostatnio siedziałam na zajęciach i myślałam o bezpieczeństwie, którego człowiek potrzebuje do szczęścia jak powietrza.
Ciągle słyszymy "bezpieczna Europa", "bezpieczne konto", "bezpieczny seks". I czujemy się zaniepokojeni, kiedy okazuje się, że nasze poczucie bezpieczeństwa jest kruche. Smoleńsk,ostatnio nam to uświadomił.
Może wyrzucić tego "pochłaniacza czasu" na strych, przestać myśleć o przyszłości,samolotami nie latać, pieniądze rozdać biednym a seksu nie uprawiać w ogóle, bo generalnie po co angażować czas i siły w coś, co nie przyniesie wymiernych korzyści a zachwieje naszym poczuciem bezpieczeństwa?
I tak całe życie kieruję się zasadą " dosyć ma dzień dzisiejszy swoich zmartwień, żeby jutrem się zadręczać".
Ale możemy wówczas zostać posądzeni o "tumiwisizm" lub wyalienowanie społeczne zamiast o mądrość w chronieniu swojego bezpieczeństwa...
"Nie przyszedłem pokój nieść ale miecz i rozdwojenie" - powiedział jakieś drobne 2000 lat temu pewien mężczyzna i już wówczas pokazał nam że bezpieczenstwo, które oferuje świat jest kruche i donikąd prowadzi. A co z akceptacją, też bezwzględnie do szczęścia potrzebną? Z miłością, która się w tym pojęciu zawiera..?
czwartek, 27 maja 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)